Za pośrednictwem linii telekomunikacyjnej spuszczonej przez odwiert szerokości 8 centymetrów udało się wczoraj skontaktować ze wszystkimi górnikami, zasypanymi na głębokości 688 metrów. Czują się dobrze mimo ciasnoty i wilgoci.
Przez ostatnie 18 dni żywili się tuńczykiem w puszkach, mlekiem i biszkoptami zmagazynowanymi w schronie, do którego udało im się dotrzeć po zawaleniu się chodnika. W pierwszej paczce znajdowały się tabletki nawadniające i glukoza. Normalną żywność otrzymają za kilka dni.
Kiedy jednak będą mogli wydostać się z kopalni, wciąż nie wiadomo. Wykopanie szerszego tunelu, który umożliwi wyciągnięcie ich pojedynczo na powierzchnię, jest ryzykowne i może potrwać nawet cztery miesiące. – Szukamy miejsca, w którym możemy bezpiecznie wywiercić otwór o szerokości 33 centymetrów. Potem będziemy go poszerzać. To potrwa. Boję się, że do Bożego Narodzenia tam zostaną – mówił Andres Sougarret, inżynier odpowiedzialny za akcję ratunkową.
Firma, do której należy kopalnia, już ogłosiła, że z powodu wypadku zbankrutowała i nie będzie mogła wypłacić górnikom pensji, kiedy wyjdą na powierzchnię.