[b]Rz: Na Ukrainie politycy w instrumentalny sposób posługują się historią do własnych celów politycznych. Jak to ocenić?[/b]
Andrzej A. Zięba: To, że politycy sięgają po historię, jest typowe dla każdego kraju i systemu. Ukraina jednak jest przykładem szczególnym, bo nie dojrzał tam konsensus społeczny choćby w podstawowych kwestiach narodowej historii najnowszej. Istnieje rozbieżność pomiędzy dwoma sposobami pamiętania dziejów. A politycy uwzględniają ten fenomen kulturowy i przywołują taką pamięć historyczną, która jest bliska ich elektoratowi. Nie jest to żadna państwowa polityka historyczna. Ci, którzy opierają się na społeczności Ukrainy zachodniej, sięgają do wersji nacjonalistycznej, a ci ze wschodu – do tradycji prorosyjskiej, nawet starszej niż sowiecka.
[b]Ale zmienianie treści podręczników pachnie Orwellem.[/b]
Na pewno sytuacja ta pozbawia skuteczności edukację. Ale jest oczywistym efektem silnie odrębnych sposobów przeżywania historii w jednym społeczeństwie.
Zresztą traktowanie historii jako czegoś, co można z dnia na dzień dostosować do potrzeb politycznych, jest typową przypadłością postsowiecką. Ukraina ma przecież za soba dekady manipulacji historią. To musiało się odbić na mentalności elit. Homo sovieticus żyje i ma się dobrze – i to nie tylko na obszarach sowietyzowanych najdłużej. Także na Ukrainie zachodniej mamy do czynienia z instrumentalnym traktowaniem historii.