Lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Lebiedźka, który w wyborach parlamentarnych przegrał z zasiadającym obecnie w białoruskim parlamencie Nikołajem Samosiejką, „jako obywatel i były kandydat na deputowanego” skierował skargę do Prokuratury Generalnej Białorusi. W swoim wniosku powołał się na publiczne wystąpienie byłego podpułkownika mińskiej milicji Mikołaja Kozłowa na łamach opozycyjnego dziennika „Narodnaja Wola”.

Kozłow opowiedział, jak dwa lata temu, pełniąc nocny dyżur w jednym z lokali wyborczych, próbował bronić przed członkami lokalnej komisji wyborczej dostępu do zamkniętych w osobnym pomieszczeniu urn do głosowania. Próba obrony okazała się jednak nieskuteczna, bo Kozłow otrzymał od przełożonego jednoznaczny rozkaz, by otworzył pomieszczenie i „nie przeszkadzał w pracy komisji”. Po wykonaniu rozkazu Kozłow zajrzał do pokoju i przekonał się, że praca członków komisji polega na wrzucaniu do urn całych stert kart do głosowania, na których zakreślono nazwisko kandydata partii rządzącej.

O przestępstwie podpułkownik Kozłow poinformował kierownictwo. Zbadanie sprawy obiecał mu sam szef stołecznej komendy Leonid Farmagiej. Kozłow zorientował się jednak, że to on jest inwigilowany; zrezygnował więc z pracy w milicji. Swoją historię postanowił ujawnić w związku ze zbliżającymi się na Białorusi wyborami prezydenckimi. - Kiedy słyszę, jak przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej Lidia Jermoszyna zapewnia, że wybory u nas odbywają się uczciwie i zgodnie z prawem, rośnie we mnie sprzeciw wewnętrzny – tłumaczył na konferencji prasowej w Mińsku.

Przybył na nią wraz z Lebiedźką, który oświadczył, że po demaskującym fałszerstwo wyborcze wystąpieniu Kozłowa otrzymał telefony od dwóch przewodniczących lokalnych komisji wyborczych, którzy też są gotowi ujawnić fałszowanie wyników głosowania na korzyść władzy.

Skarga Lebiedźki nie jest pierwszą próbą zwrócenia uwagi prokuratury na fałszerstwa wyborcze. Wcześniej kierowana przez polityka partia żądała wszczęcia śledztwa w związku z trzykrotnym przyznaniem się prezydenta Aleksandra Łukaszenki, że zlecił CKW fałszowanie wyników wyborów w 2006 roku na swoją niekorzyść, bo rzeczywiste poparcie dla niego przekroczyło wiarygodny dla zachodnich obserwatorów pułap. Anatol Lebiedźka jest prawą ręką kandydata na prezydenta Białorusi o polskich korzeniach, ekonomisty Jarosława Romańczuka, który lada dzień ma poinformować o zebraniu 100 tysięcy podpisów, co jest niezbędne do zarejestrowania kandydata na prezydenta.