Parlament Europejski przegłosował ostatecznie zasady zatrudniania urzędników w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych. Bez postulowanych przez Jacka Saryusza-Wolskiego preferencji dla kandydatów z krajów obecnie słabo reprezentowanych, przede wszystkim Polski i innych nowych państw członkowskich.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/107684,552176-Parlamentarzysci-posluchali-rzadow.html] Przeczytaj rozmowę z Jackiem Saryuszem-Wolskim[/link][/wyimek]
Znaczna część nowej Europy nie poparła rozwiązań forsowanych przez rządy starej Unii. Przeciw było 51 osób, wstrzymało się 98. – Prawie 150 osób, które zdystansowały się od zasad zatrudniania w dyplomacji, to dużo. Normą w PE jest przecież dążenie do jak najszerszego kompromisu – mówi „Rz” Janusz Zemke, europoseł SLD.
On sam głosował przeciw, podobnie jak jego koleżanka partyjna Lidia Geringer. – Jednomyślność byłaby złym sygnałem. Pokazałaby pani Catherine Ashton (szefowej ESDZ – red.), że wszystko jest w porządku. A nie jest – wyjaśnia Zemke. Przeciw była cała delegacja PiS. – Wiadomo było, że nasz głos będzie w mniejszości. Ale chodziło o zamanifestowanie sprzeciwu wobec lekceważenia zasady równowagi geograficznej – mówi „Rz” Konrad Szymański z PiS.
Większościowy niekorzystny dla Polski projekt został poparty przez większość PO. – Wywalczyliśmy tyle, ile było można. Teraz możemy spokojnie patrzeć na ręce pani Ashton – powiedział „Rz” eurodeputowany Krzysztof Lisek. Niektórzy w PO, w tym Jacek Saryusz-Wolski, autor kampanii na rzecz prawnych gwarancji dla równowagi geograficznej, wstrzymali się od głosu.