W piątek, w trzecim dniu trwającego od środy procesu w sprawie rzekomych masowych zamieszek podczas protestu opozycji przeciwko fałszowaniu wyborów prezydenckich 19 grudnia zeszłego roku, w sądzie występowali świadkowie obrony. – Oceniam działania milicji jako absolutnie nieodpowiedzialne – powiedział szef centrum obrony praw człowieka Wiasna Aleś Bialacki. Według niego milicja bezczynnie przyglądała się zajściom, dopuszczając do ataku prowokatorów na siedzibę rządu.
O tym, jak wyglądała prowokacja, opowiedział sądowi obecny na demonstracji prawnik Uładimir Łabkowicz. Świadek zeznał, że szyba w drzwiach wejściowych do budynku została stłuczona przez mniej więcej 15-osobową grupę ludzi, którzy działali niezależnie od zebranych w innym miejscu manifestantów i liderów opozycji.
W pobliżu osób tłukących szyby Łabkowicz zauważył ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy, którzy relacjonowali przez radio swoim przełożonym przebieg wydarzeń. Zapytani przez kolegę Łabkowicza, dlaczego nie reagują na wyczyny wandali, milicjanci odpowiedzieli, że są tu w innym celu i że wszystko rozwija się po ich myśli.
Kolejny świadek obrony przedstawił sądowi zdjęcia placu przy gmachu rządu, które zrobił już po rozpędzeniu demonstracji przez milicję. Widać na nich niezaśmiecony plac. Według świadka dowodzi to, że demonstranci nie mieli – jak utrzymuje oskarżenie i oficjalna propaganda – pałek, koktajli Mołotowa ani innych tego rodzaju przedmiotów, które świadczyłyby, że rzeczywiście doszło do zamieszek. Mimo prośby obrońców zdjęcia nie zostały jednak dołączone przez sąd do akt sprawy jako dowód niewinności oskarżonych.
Na wniosek obrony w sądzie ma wystąpić 19 uczestników demonstracji, którzy potwierdzą, że miała ona pokojowy charakter, a były kandydat na prezydenta Andrej Sannikauwiadcz zasiadający z nim na ławie oskarżonych młodzi ludzie to ofiary prześladowań politycznych ze strony rządzących.