Zabicie przywódcy al Kaidy to zdaniem ekspertów za mało, by ją zniszczyć. – To może być zraniony tygrys, ale wciąż tli się w nim życie – ocenił doradca prezydenta USA Baracka Obamy ds. terroryzmu John Brennan. Pozostaje pytanie, kto przejmie teraz przywództwo w terrorystycznej sieci. Naturalnym kandydatem wydaje się – ukrywający się gdzieś na afgańsko-pakistańskim pograniczu – Ajman al Zawahiri, egipski lekarz, główny ideolog al Kaidy i były mentor Osamy bin Ladena.
Amerykanie uważają, że to Zawahiri planował ataki z 11 września 2001 r. Za jego głowę wyznaczono 25 mln dolarów nagrody. Problem w tym, że nie wiadomo, czy Egipcjanin wciąż żyje. A nawet jeśli, ma on raczej małe szanse na zdobycie poparcia szefów regionalnych oddziałów al Kaidy. Grupa zorganizowana jest dziś bowiem w luźny system komórek rozsianych po świecie. Podział nastąpił po inwazji amerykańskiej w 2001 roku w Afganistanie.
Wielu członków al Kaidy uciekło wtedy do Europy, Jemenu, Somalii i krajów Maghrebu. Tam założyli własne grupy, które mają dziś dużą autonomię. Al Zawahiri nie wyróżnia się też taką charyzmą jak bin Laden.
– Saudyjczycy czy Irakijczycy raczej nigdy nie będą wypełniać jego poleceń – uważa Anwar Eszki, dyrektor Instytutu Bliskowschodniego w Dżuddzie.
Do roli lidera al Kaidy może aspirować Nasser Abdul Karim al Wuhayshi, szef al Kaidy Półwyspu Arabskiego. Według ekspertów Aqpa to najbardziej aktywny oddział organizacji poza Pakistanem i Afganistanem. Ugrupowanie jest odpowiedzialne za kilka zamachów w Jemenie, w których zginęło co najmniej sześciu zagranicznych turystów. Dużym szacunkiem cieszy się także radykalny duchowny Anwar al Awlaki, odpowiedzialny za strzelaninę w bazie wojsk USA w Fort Hood w Teksasie w 2009 roku. Al Awlaki ukrywa się w górskich regionach Jemenu.