Korespondencja z Waszyngtonu
Ponad 280 milionów Amerykanów ma telefony komórkowe. Gdy tylko dzieje się coś ciekawego, wiele osób natychmiast po nie sięga i kręci krótkie filmiki. Gdy jednak główną rolę grają w nich interweniujący policjanci, autorom amatorskich nagrań grożą poważne konsekwencje. Amerykanom uświadomił to przypadek mieszkanki Chicago Tiawandy Moore.
Kobieta w 2010 roku próbowała zgłosić na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez policjanta, który podczas interwencji w jej domu miał ją obmacywać, a potem wręczyć swój domowy numer telefonu. Jak informuje „The Huffington Post", policjanci z wydziału wewnętrznego, do którego zgłosiła się Moore, starali się odwieść kobietę od zgłoszenia przestępstwa.
– Najpierw usiłowali ją spławić, a potem jej grozili i próbowali zastraszyć – opowiada Robert Johnson, adwokat pani Moore. Kobieta była tak sfrustrowana zachowaniem detektywów, że w pewnym momencie wzięła telefon i nie pytając o zgodę, zaczęła nagrywać rozmowę. W stanie Illinois to poważne przestępstwo, za które grozi od czterech aż do 15 lat więzienia.
Taką samą sankcję karną przepisy przewidują za gwałt. Różnica polega na tym, że Tiawanda Moore została aresztowana od razu, a śledztwo w sprawie molestowania przez policję wlecze się już ponad dziesięć miesięcy. Sprawa wywołała burzę w USA.