Część lewicy nad Sekwaną zareagowała z entuzjazmem na decyzję władz w Atenach o rozpisaniu referendum w sprawie planu oszczędnościowego, mającego na celu ratowanie greckiej gospodarki. Socjaliści Jean-Luc Mélenchon i Arnaud Montebourg chwalą premiera Papandreu za odwołanie się do społeczeństwa i krytykują politykę zaciskania pasa, która ich zdaniem prowadzi do „zduszenia wzrostu gospodarczego".
Znacznie bardziej ostrożni są kandydat socjalistów na prezydenta Francois Hollande i szefowa Partii Socjalistycznej Martine Aubry. We wspólnym oświadczeniu podkreślili, że Grecja przeżywa „ogromne trudności", nie ocenili jednak bezpośrednio decyzji Papandreu. Hollande ma jeszcze w pamięci referendum europejskie we Francji w 2005 roku. Jako szef Partii Socjalistycznej nawoływał wtedy do głosowania za eurokonstytucją, ale większość Francuzów głosowała przeciw – zgodnie z apelami lewego skrzydła PS. Przysporzyło to wówczas Hollande'owi sporych kłopotów. Kandydat socjalistów na prezydenta nie chce nowego konfliktu w partii o politykę europejską, woli więc wypowiadać się o Grecji jak najbardziej oględnie.
Wykorzystuje to rządząca centroprawicowa Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Jej przewodniczący Jean-Francois Copé zarzucił Hollande'owi, że o ratowaniu euro wypowiada się „dwuznacznie i mało czytelnie". Dodał, że kandydat PS nie chce krytykować Papandreu, gdyż jest to jego socjalistyczny kolega.
Politycy PS atakują z kolei rząd w Paryżu, twierdząc, że jego polityka zaciskania pasa nie może być receptą na kryzys.
– Podwyżki podatków oraz oszczędności nie zapewnią równowagi budżetowej ani w Grecji, ani gdzie indziej, jeśli nie będzie wzrostu gospodarczego – podkreślał deputowany Jérôme Cahuzac, bliski współpracownik Hollande'a.