Na banki padł strach z powodu oczekiwanych strat instytucji finansowych poniesionych w wyniku greckiego kryzysu. Unijni przywódcy zdecydowali, że 90 najważniejszych banków musi zwiększyć swoje kapitały. Potrzebne jest ok. 106 mld euro i w pierwszej kolejności banki muszą sięgnąć do własnych zasobów. To oznacza, że może im zabraknąć pieniędzy na finansowanie gospodarki. Dodatkowo grozi też zamrożenie rynku międzybankowego w obawie przed ryzykiem kłopotów finansowych kontrahentów. Wszystko to pogłębia groźbę recesji.
– Większość państw opowiada się za skoordynowanym podejściem do tego problemu – mówił wczoraj Jacek Rostowski po spotkaniu ministrów finansów UE w Brukseli. A więc inaczej niż w 2008 r., gdy każdy rząd udzielał pomocy na własną rękę, ratując banki według uznania. Wspólne podejście może oznaczać tylko wspólne reguły gry, ale już każdy rząd będzie płacił za swoje banki. Możliwy jest też jednak dalej idący wariant, gdy powstanie coś w rodzaju syndykatu finansowego. – Będziemy teraz analizowali obie opcje – mówił Rostowski. Wspólne finansowanie proponuje Europejski Bank Inwestycyjny – instytucja finansowa UE. Kraje UE mogłyby zwiększyć swoje udziały w EBI, a ten w konsekwencji mógłby zwiększyć swoje zaangażowanie w kredytowanie europejskiej gospodarki. Dzięki efektowi dźwigni finansowej z 1,3 mld euro dodatkowych pieniędzy udziałowców EBI mogłoby na rynek popłynąć 10 mld euro kredytów.
Ministrowie dyskutowali też, jak zwiększyć Europejski Funduszu Stabilności Finansowej, którego celem jest ratowanie bankrutów w strefie euro. Jedna z dwóch możliwości przewiduje stworzenie nowych spółek przyciągających nadwyżki finansowe Chin, Brazylii, Rosji czy krajów Bliskiego Wschodu. Muszą one jednak mieć pewność, że lokata jest w miarę bezpieczna, a na razie gwarancji nie ma.