Musi się udać. Szansa jest bardzo duża, bo konsekwencje braku porozumienia byłyby dramatyczne. Nie tylko dla krajów strefy euro, ale także dla innych państw. Dotkliwy kryzys dotknąłby wszystkich krajów, bo jesteśmy ze sobą powiązani jak nigdy dotąd w historii. Ten szczyt musi wysłać jasny i zdecydowany sygnał, że jesteśmy zdeterminowani budować mocną Unię. Musimy przywrócić nie tylko zaufanie rynków do euro, ale też Stanów Zjednoczonych czy Chin do Europy. Oni chcą wiedzieć, że UE jest silnym i wiarygodnym graczem. W przeciwnym razie nikt nie będzie się z nami liczył.
Jeśli się nie uda uzgodnić zmian w traktacie, to drugim scenariuszem jest osobne porozumienie 17 krajów strefy euro. Nawet jeśli inne państwa byłyby dopuszczone do dyskusji i nie mogły jedynie brać udziału w głosowaniach dotyczących wspólnej waluty, to czy nie doprowadziłoby to do głębokiego podziału Unii Europejskiej?
Jestem przeciwny wymuszaniu dyscypliny w strefie euro przez zawarcie porozumień międzyrządowych. Po pierwsze, jest to niezgodne z traktatem lizbońskim, który mówi, że euro jest polityką wspólnotową, a każdy, kto spełni określone zasady, może przyjąć tę walutę. Po drugie, rzeczywiście doszłoby do podziału. Stworzenie osobnej umowy między grupą kilkunastu krajów nieuchronnie prowadziłoby do powstania Europy dwóch prędkości. W tym węższym gronie zaczęto by podejmować coraz więcej decyzji, które miałyby konsekwencje dla całej Unii Europejskiej i wspólnego rynku.
Powstanie Europy dwóch prędkości jest chyba i tak przesądzone. Przecież ani Wielka Brytania, ani Dania do strefy euro dołączać nie zamierzają. Będziemy więc ostatecznie mieć Europę złożoną z 25 państw, a po przyjęciu Chorwacji nawet 26, i dwa kraje na obrzeżach.
Wielka Brytania ma tzw. opt out (wyjątek dotyczący pogłębiania integracji – red.). Podobnie jest z Danią, która ma jednak słabsze gwarancje. Myślę, że kiedy Unia Europejska zacznie wychodzić z tego kryzysu silniejsza, Dania zrezygnuje ze swoich zastrzeżeń i przyjmie do euro.
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schauble wywołał sporo kontrowersji w Wielkiej Brytanii, mówiąc, że jej przyszłość też jest w strefie euro i że nastąpi to szybciej, niż wiele osób myśli.