– To prezent dla prezydenta Wiktora Janukowycza w drugą rocznicę inauguracji jego rządów – powiedział Jurij Łucenko po usłyszeniu wyroku czterech lat więzienia.
Sąd uznał byłego szefa MSW za winnego defraudacji państwowych pieniędzy. Łucenko odpowiada m.in. za to, że niezgodnie z prawem wykorzystał środki budżetowe podczas obchodów Dnia Milicji w 2008 i 2009 roku. Sąd zdecydował także o konfiskacie jego majątku.
„Za tzw. straty uznano m.in. wynajem pomieszczeń w pałacu, gdzie odbywają się uroczystości państwowe. Obecnej władzy wystarczyło cynizmu, by dopisać do strat wartość kwiatów wręczanych wdowom po milicjantach, którzy zginęli. W grę wchodziła także kwota wydana na nabożeństwo w intencji milicjantów usuwających skutki awarii w elektrowni w Czarnobylu" – odpowiedział „Rz" w czerwcu zeszłego roku Łucenko. Zeskanowane odpowiedzi (spisane ręcznie) dotarły do nas z kijowskiego aresztu mejlem.
Sprawa Łucenki toczyła się w cieniu sporu Ukrainy z UE związanego z aresztowaniem byłej premier Julii Tymoszenko. Przywódczyni największej frakcji opozycyjnej w Radzie Najwyższej odbywa karę siedmiu lat więzienia za podpisanie niekorzystnej umowy gazowej z Rosją w 2009 r. Ponieważ ukraińskie władze nie znalazły sposobu na jej uwolnienie, podczas szczytu unijnego w Kijowie 19 grudnia nie doszło do podpisania umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą. Zdaniem przeciwników Janukowycza po skazaniu kolejnego popularnego lidera opozycji szanse Ukrainy na podpisanie umowy spadły do zera.
– Sprawa Łucenki jest kompletnym absurdem. Próbą zastraszenia go, zemstą współpracowników władz, które powinny zająć jego miejsce na sali sądowej. Jeśli nie dojdzie do integracji Ukrainy z Europą, wpadniemy w objęcia neoimperialistycznych państw, takich jak Rosja – ostrzega w rozmowie z „Rz" sowiecki dysydent i obrońca praw człowieka Stepan Chmara. Zdaniem politologa Jewhena Petrenki represyjne działania władz mogą się odwrócić przeciwko nim.