Demokraci, których kandydatów nie dopuszczono do wyborów, już w piątek wzywali do demonstracji w powyborczy poniedziałek w centrum Moskwy. Uważają wybory za nieważne, po pierwsze dlatego, że uczestniczą w nich tylko kandydaci związani z Kremlem, a po drugie dlatego, że spodziewają się, że zostaną sfałszowane.
Pytanie, czy skala fałszerstw będzie, jak w grudniowych wyborach do Dumy, na tyle wielka, żeby można było powiedzieć, iż rzeczywiście zasadniczo wpłynęły one na wynik głosowania. Wydaje się, że teraz Władimir Putin ma wszelkie szanse, by zwyciężyć, nie sięgając – przynajmniej w skali masowej – po brudne chwyty.
– Szansa, że będzie uczciwie, jest spora – mówi znany dziennikarz Władimir Pozner. – Przecież zainteresowany tym jest przede wszystkim sam Putin. To dla niego ustawia się po komisjach kamery internetowe i dopuszcza obserwatorów.
Po grudniowym skandalu, kiedy w rosyjskim Internecie zaroiło się od nagrań, na których można było zobaczyć masowe dorzucanie głosów do urn na oczach członków komisji lub wręcz w wykonaniu ich samych, lokale wyborcze zostały wyposażone w kamery mające transmitować przebieg głosowania i liczenia głosów. Liczba obserwatorów, kierowanych do komisji przez społeczne organizacje, by kontrolować proces wyborczy, też będzie znacznie większa niż w grudniu. Jednak jeszcze więcej będzie obserwatorów z ramienia kontrolowanych przez państwo organizacji młodzieżowych, których zadaniem – jak obawia się opozycja – może być nie tyle kontrola wyborów, ile zastraszanie prawdziwych obserwatorów i próbowanie wyrzucenia ich z lokali.
Zarówno opozycja, jak i media spodziewają się, że po zwycięstwie Putin podejmie próbę przykręcenia śruby.
– I to może być przyczyną pogorszenia relacji z Zachodem – mówi „Rzeczpospolitej" Dmitrij Susłow, wiceszef prestiżowej pozarządowej Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej. – Myślę, że po wyborach nastąpi próba ograniczenia wolności słowa i mediów oraz, co bardzo ważne, zmiana prawa uniemożliwiająca organizacjom pozarządowym czerpanie środków z zagranicznych grantów, co w warunkach rosyjskich pozbawi środowiska opozycyjne wszelkich możliwości finansowych. USA nie będą mogły przejść nad tym do porządku dziennego, zareagują, władze rosyjskie odpowiedzą i nastąpi pogorszenie relacji z Zachodem na tle spraw wewnątrzrosyjskich.
– Jednak żaden z czynników, określających rosyjską politykę zagraniczną się nie zmieni – uważa Susłow. – Ani stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ani dążenie do ustanowienia strategicznego partnerstwa z Unią Europejską, ani zachowanie partnerskich relacji z Chinami bez popadnięcia w zależność od Pekinu – dodaje.
Twardy ton wobec Zachodu, dźwięczący ostatnio w wypowiedziach Władimira Putina, eksperci skłonni są uważać raczej za wynik gry wyborczej, próbę mobilizacji elektoratu za pomocą tworzenia atmosfery zagrożenia kraju.