Opozycja wzywa do demonstracji w centrum Moskwy

Putin wygra wybory i przykręci śruby. W polityce zagranicznej, poza retoryką, prawdopodobnie nic się nie zmieni

Aktualizacja: 03.03.2012 00:39 Publikacja: 02.03.2012 23:46

Po czterech latach na fotelu premiera Władimir Putin chce być znowu prezydentem. Na zdjęciu billboar

Po czterech latach na fotelu premiera Władimir Putin chce być znowu prezydentem. Na zdjęciu billboard z hasłem „Wielki kraj – godna przyszłość”

Foto: AFP, VIKTOR DRACHEV VIKTOR DRACHEV

Demokraci, których kandydatów nie dopuszczono do wyborów, już w piątek wzywali do demonstracji w powyborczy poniedziałek w centrum Moskwy. Uważają wybory za nieważne, po pierwsze dlatego, że uczestniczą w nich tylko kandydaci związani z Kremlem, a po drugie dlatego, że spodziewają się, że zostaną  sfałszowane.

Pytanie, czy skala fałszerstw będzie, jak w grudniowych wyborach do Dumy, na tyle wielka,  żeby można było  powiedzieć, iż rzeczywiście zasadniczo wpłynęły one na wynik głosowania. Wydaje się, że teraz Władimir Putin ma wszelkie szanse, by zwyciężyć, nie sięgając – przynajmniej w skali masowej – po brudne chwyty.

– Szansa, że będzie uczciwie, jest spora – mówi znany dziennikarz Władimir Pozner. – Przecież  zainteresowany tym jest przede wszystkim sam Putin. To dla niego ustawia się po komisjach kamery internetowe i dopuszcza obserwatorów.

Po grudniowym skandalu, kiedy w rosyjskim Internecie zaroiło się od nagrań, na których można było zobaczyć masowe dorzucanie głosów do urn na oczach członków komisji lub wręcz w wykonaniu ich samych, lokale wyborcze zostały  wyposażone w kamery mające transmitować przebieg głosowania i liczenia głosów. Liczba obserwatorów, kierowanych do komisji przez społeczne organizacje, by kontrolować proces wyborczy, też będzie znacznie większa niż w grudniu. Jednak jeszcze więcej będzie obserwatorów z ramienia kontrolowanych przez państwo organizacji młodzieżowych, których zadaniem – jak obawia się opozycja – może być nie tyle kontrola wyborów, ile zastraszanie prawdziwych obserwatorów i próbowanie wyrzucenia ich z lokali.

Zarówno opozycja, jak i media spodziewają się, że po zwycięstwie Putin podejmie próbę przykręcenia śruby.

– I to może być przyczyną pogorszenia relacji z Zachodem – mówi „Rzeczpospolitej" Dmitrij Susłow, wiceszef prestiżowej pozarządowej Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej. – Myślę, że po wyborach nastąpi próba ograniczenia wolności słowa i mediów oraz, co bardzo ważne, zmiana prawa uniemożliwiająca organizacjom pozarządowym czerpanie środków z zagranicznych grantów, co w warunkach rosyjskich pozbawi środowiska opozycyjne wszelkich możliwości finansowych. USA nie będą mogły przejść nad tym do porządku dziennego, zareagują, władze rosyjskie odpowiedzą i nastąpi  pogorszenie relacji z Zachodem na tle spraw wewnątrzrosyjskich.

– Jednak żaden z czynników, określających rosyjską politykę zagraniczną się nie zmieni – uważa Susłow. – Ani   stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ani dążenie do ustanowienia strategicznego partnerstwa z Unią Europejską, ani zachowanie partnerskich relacji z Chinami bez popadnięcia w zależność od Pekinu – dodaje.

Twardy ton wobec Zachodu, dźwięczący ostatnio w wypowiedziach Władimira Putina, eksperci skłonni są uważać raczej za wynik gry wyborczej, próbę mobilizacji elektoratu za pomocą tworzenia atmosfery zagrożenia kraju.

Nie wydaje się również, żeby zmiana na Kremlu wpłynęła na sytuację gospodarczą Rosji. Aleksiej Kudrin, bliski Putinowi  wieloletni minister finansów, na organizowanym przez liberalną fundację seminarium zdobył się  jednak na powiedzenie, że brak swobód demokratycznych wstrzymuje rozwój ekonomiczny. Bowiem instytucje antykorupcyjne, nawet tworzone według najlepszych zachodnich wzorców, bez demokratycznego otoczenia są nieefektywne, a korupcja jest barierą w rozwoju. Ale nie jest to argument przemawiający do elity władzy.

Według powszechnej opinii obserwatorów o tym, jak potoczą się po wyborach sprawy w Rosji, zdecyduje liczebność zgromadzenia, jakie opozycja zwołała na poniedziałek na moskiewskim placu Puszkina.

Dogadani z Kremlem

Trzech spośród czterech kontrkandydatów Władimira Putina – komunista Giennadij Ziuganow, nacjonalista Władimir Żyrinowski i lider lewicowej Sprawiedliwej Rosji Siergiej Mironow – to oldboye rosyjskiej sceny politycznej.

Pojawili się na niej jeszcze przed Putinem i wielokrotnie kandydowali w wyborach prezydenckich. Ziuganow w 1996 roku był nawet bliski zwycięstwa. Według wielu ekspertów ówczesny prezydent Borys Jelcyn zwyciężył w wyniku fałszerstw.

Czwarty kandydat to młody oligarcha Michaił Prochorow. Ten przystojny playboy wiosną zeszłego roku  nieoczekiwanie stanął na czele partyjki Słuszna Sprawa, którą w myśl ówczesnych planów kremlowskich politycznych technologów miał wprowadzić do Dumy, by pełniła rolę liberalnej flanki obozu rządowego. Prochorow poczuł się jednak zbyt samodzielny i szybko padł ofiarą wewnątrzpartyjnego puczu sterowanego przez administrację prezydenta. Nie przeszkodziło to władzom kilka miesięcy później dyskretnie wesprzeć jego starań o rejestrację jako kandydata na prezydenta. W nadziei, że możliwość głosowania na niego zdezorientuje część zwolenników pozasystemowej opozycji.

W grudniu znany publicysta Władysław Inoziemcow mówił „Rzeczpospolitej", że Putin może być realnie zagrożony tylko w przypadku, jeśli któryś z oficjalnych kandydatów zdecyduje się na konsekwentny sojusz ze zrodzonym po wyborach do Dumy ruchem protestu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Kandydaci starali się nie zrażać protestujących (chociaż na przykład Ziuganow mówił, że Rosji grozi pomarańczowa rewolucja), ale też nie zrobili nic, co pozwoliłoby tym, którzy wyszli na ulice, z nimi się utożsamić. Podczas kampanii krytykowali rząd i administrację, starannie omijając jednak samego Putina.

– Oni nie próbują zwyciężyć – mówi szef Instytutu Ekspertyz Politycznych Jewgienij Minczenko. – Trudno na 100 procent powiedzieć dlaczego, ale myślę, że są w jakiś sposób dogadani z Kremlem.

—Piotr Skwieciński z Moskwy

Demokraci, których kandydatów nie dopuszczono do wyborów, już w piątek wzywali do demonstracji w powyborczy poniedziałek w centrum Moskwy. Uważają wybory za nieważne, po pierwsze dlatego, że uczestniczą w nich tylko kandydaci związani z Kremlem, a po drugie dlatego, że spodziewają się, że zostaną  sfałszowane.

Pytanie, czy skala fałszerstw będzie, jak w grudniowych wyborach do Dumy, na tyle wielka,  żeby można było  powiedzieć, iż rzeczywiście zasadniczo wpłynęły one na wynik głosowania. Wydaje się, że teraz Władimir Putin ma wszelkie szanse, by zwyciężyć, nie sięgając – przynajmniej w skali masowej – po brudne chwyty.

– Szansa, że będzie uczciwie, jest spora – mówi znany dziennikarz Władimir Pozner. – Przecież  zainteresowany tym jest przede wszystkim sam Putin. To dla niego ustawia się po komisjach kamery internetowe i dopuszcza obserwatorów.

Po grudniowym skandalu, kiedy w rosyjskim Internecie zaroiło się od nagrań, na których można było zobaczyć masowe dorzucanie głosów do urn na oczach członków komisji lub wręcz w wykonaniu ich samych, lokale wyborcze zostały  wyposażone w kamery mające transmitować przebieg głosowania i liczenia głosów. Liczba obserwatorów, kierowanych do komisji przez społeczne organizacje, by kontrolować proces wyborczy, też będzie znacznie większa niż w grudniu. Jednak jeszcze więcej będzie obserwatorów z ramienia kontrolowanych przez państwo organizacji młodzieżowych, których zadaniem – jak obawia się opozycja – może być nie tyle kontrola wyborów, ile zastraszanie prawdziwych obserwatorów i próbowanie wyrzucenia ich z lokali.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019