37-letnia Francuzka skazana w Meksyku w 2005 r. za przynależność do bandy trudniącej się porwaniami dla okupu twierdzi, że jej proces był farsą. Teraz nieprawidłowości dopatrzył się także sędzia meksykańskiego Sądu Najwyższego Arturo Zaldivar. Żąda jej natychmiastowego uwolnienia. Werdykt może zapaść już 21 marca.
Sprawie Cassez od początku towarzyszyły kontrowersje. Kobieta została zatrzymana w posiadłości, w której słynna grupa przestępcza Los Zodiacos więziła porwanych. Jednym z hersztów bandy był jej partner Israel Vallarta. Cassez utrzymywała, że nie wiedziała, czym zajmuje się jej mężczyzna, a na farmie znalazła się przypadkowo.
Surowy wyrok doprowadził do ostrego spięcia w stosunkach Paryża z Meksykiem. Francuzi są przekonani, że ich rodaczce urządzono sfingowany proces i wymierzono drakońską karę wyłącznie po to, by krytykowany za nieudolność prezydent Felipe Calderón mógł się pochwalić wreszcie jakimś sukcesem w walce ze zorganizowaną przestępczością. Meksykanie nie mają wątpliwości, że Francuzka jest winna. Meksyk postawił sobie za punkt honoru opór wobec francuskich presji, Paryż – uwolnienie skazanej. Stanowczo domaga się tego od władz opinia publiczna. Na stronie internetowej „Libérez Florence Cassez!" można podpisać petycję do Pałacu Elizejskiego.
Nicolas Sarkozy i bez petycji zaangażował się w sprawę. Rozmawiał z Cassez przez telefon, spotykał się z jej rodzicami. Podczas wizyty w Meksyku mocno naciskał na Calderóna, by zgodził się na ekstradycję Francuzki. Nikt nie ma wątpliwości, że chciał ją ułaskawić. Gdy to nie pomogło, doprowadził do odwołania Roku Meksyku we Francji. Czy powrót Cassez do domu pomoże walczącemu o reelekcję prezydentowi zmniejszyć dystans dzielący go od faworyta wyborów, socjalisty Francois Hollande'a? – Nie sądzę. Sarkozy poniósł przecież porażkę w zabiegach o uwolnienie Florence Cassez – mówi „Rz" francuski socjolog Michel Wieviorka. Przyznaje jednak, że szczęśliwe zakończenie bulwersującej Francję sprawy, pozwoli zyskać prezydentowi „trochę sympatii".
Rodzice Francuzki uważają, że jest jeszcze za wcześnie na radość. – Doznaliśmy już tylu zawodów – tłumaczył wczoraj ojciec skazanej Bernard Cassez.