Kawalerzysty Patka zegarki dla królów

Królowa Wiktoria, Pius IX, Piotr Czajkowski, Albert Einstein, Lew Tołstoj, Duke Ellington, Józef Stalin, Walt Disney. Co łączyło tych ludzi? Wszyscy sprawdzali, która godzina, na zegarkach Patek Philippe. Marki założonej w Szwajcarii przez Polaka

Publikacja: 14.06.2012 13:52

Zegarek nowojorskiego bankiera Henry’ego Gravesa uzyskał na aukcji w 1999 r. największą cenę w histo

Zegarek nowojorskiego bankiera Henry’ego Gravesa uzyskał na aukcji w 1999 r. największą cenę w historii – 11 mln dolarów

Foto: Patek Philippe Museum

W oszklonej gablocie leży niepozorny dokument – akt naturalizacyjny stwierdzający, że Polak Antoni Patek herbu Prawdzic zostaje Szwajcarem. Nad gablotą pochyla się dwóch japońskich biznesmenów. Białe koszule, ciemne, nienagannie skrojone garnitury. Skośnooka przewodniczka opowiada im historię polskiego kawalerzysty, który po rebelii przeciwko rosyjskiemu carowi osiadł w Genewie i założył tu firmę zegarmistrzowską. Stoję obok i czuję jak puchnę z dumy, a jednocześnie, że za gardło chwyta mnie lekkie wzruszenie. Japońscy przedsiębiorcy na pewno wiedzą, że marka Patek Philippe to rolls-royce wśród zegarków. Może nawet mają jakieś zegarki z tej fabryki w swoich szufladach z dodatkami do garniturów, na różne okazje. Ale czy wiedzieli, że założycielem firmy był Polak? Pewnie nie.

Genewa w pigułce

To było paskudne popołudnie. Od kilku godzin z szarego nieba padało. Ani kapuśniaczek, o którym można by zapomnieć, ani ulewa, która zatrzymałaby mnie w hotelu. Zwykły deszcz. Nie można było chodzić po mieście, by szybko nie zmoknąć.

Zobacz więcej zdjęć

Widziałem już w Genewie to, co trzydniowy turysta zobaczyć powinien. Byłem w Muzeum Czerwonego Krzyża i pod siedzibą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przespacerowałem się po starym mieście z gotycką katedrą św. Piotra i nabrzeżem nad Jeziorem Genewskim obok miejsca, w którym pewien włoski anarchista zasztyletował austriacką cesarzową Sissi. Obserwowałem ludzi grających w ogromne szachy w parku Promenade des Bastions. Sfotografowałem tam pomnik czterech nadnaturalnej wielkości ojców reformacji – Guillaume’a Farrela, Jana Kalwina, Teodora de Beze’a, Johna Knoxa. Podziwiałem z bliska najwyższą (140 metrów) fontannę Europy, symbol Genewy i jej punkt orientacyjny. Byłem w ogrodzie różanym, z którego mieszkańcy Genewy są szczególnie dumni, i zrobiłem objazd okolicznych winnic na wzgórzach nad jeziorem. Rozciąga się z nich wspaniały widok na jezioro i miasto. Obszedłem nawet dzielnicę Carouge znaną z tego, że powstała w XVIII w. jako konkurencyjne miasto dla Genewy, a dziś mieszkają tu artyści, rzemieślnicy i ludzie wolnych zawodów.

Dowiedziałem się, że kanton genewski połączony jest z macierzystą Szwajcarią zaledwie dwoma drogami i pasem ziemi szerokości 4,5 kilometra, podczas gdy jego granica z Francją liczy 103 kilometry. Że w mieście mają siedziby aż 22 międzynarodowe organizacje (w tym UN, ILO, WHO, ITU, WMO, WIPO, WTO, UNHCR, CERN – cokolwiek by to znaczyło), a na 444 tysiące mieszkańców kantonu zaledwie 60 procent to Szwajcarzy. Pozostali reprezentują aż 194 różne narodowości. Że rocznie odbywa się tu prawie 300 różnych kongresów i konferencji międzynarodowych.

A teraz ten deszcz. Kiedy pada, turyście zostaje już tylko jedno – zaszyć się w muzeum. Ale w którym? Jest ich tu ponad 30. Najbardziej pociągało mnie muzeum zegarków Patka Philippe’a.

Szwajcarski sport narodowy

Muzeum mieści się nieco poza ścisłym centrum miasta. Przy ulicy Starych Grenadierów (Vieux-Grenadiers). Zajmuje całą kamienicę z lat 20. XX wieku. Modernistyczną prostokątną bryłę w stylu art deco. Przy wejściu turysta jest proszony o zdeponowanie w szatni (metalowe szafki na żetony) wszelkich siatek, toreb, plecaków, saszetek, z którymi tu zawędrował. Żadnych pakunków w rękach, żadnych aparatów fotograficznych. Narzucona jest również kolejność zwiedzania muzeum. Ulotka informuje: najpierw hall na parterze, później wjechać windą na trzecie piętro, następnie zejść schodami w dół na drugie i pierwsze piętro.

Parter zastawiony jest dawnymi stołami i wyposażeniem z pracowni zegarmistrzowskich. Wytarte dębowe blaty, zydle i tokarki. Szpikulce, szczypce i młoteczki. Ale właściwie nudno. Może na Szwajcarach, dla których zegarmistrzostwo jest sportem i przemysłem narodowym, robi to wrażenie, ale na innych?

Na trzecim piętrze zaczyna się robić ciekawiej. Tu właśnie opowiedziana została historia naszego rodaka Antoniego Patka i jego wspólników. Ze zdjęcia na ścianie spogląda „Antoine Norbert de Patek”, urodzony w „Piasque en Pologne”. Sympatyczna, szczera twarz okolona białymi ogromnymi bokobrodami. Biała czupryna zaczesana do tyłu odsłania wysokie czoło. W kącikach ust błąka się zawadiacki uśmieszek.

Patek był barwną postacią. Życie narzucało mu różne role: żołnierza, artysty, nowoczesnego przedsiębiorcy. Na wygnaniu pozostał patriotą i wiernym synem Kościoła katolickiego.

Żołnierz, artysta, przedsiębiorca

Urodzony (1811 r.) w rodzinie drobnej szlachty na Lubelszczyźnie, w Piaskach Luterskich (dziś Piaski). Miał dziesięć lat, gdy rodzice przenieśli się do Warszawy, 16, gdy umarł mu ojciec i musiał zacząć zarabiać na rodzinę, a 17, gdy wstąpił do 1. Pułku Strzelców Konnych Jazdy Augustowskiej. Niedługo potem wziął udział w walkach powstańczych 1830 roku. Dwa razy ranny, dosłużył się stopnia podporucznika i Złotego Krzyża Virtuti Militari za męstwo.

W 1831 r., po upadku powstania listopadowego, wyjechał z kraju. Początkowo do Prus, gdzie organizował na prośbę gen. Bema punkt etapowy dla emigrujących na zachód polskich żołnierzy. Później do Francji, ale gdy i tam polscy rebelianci zaczęli być źle widzianymi gośćmi, do Szwajcarii.

We Francji był zecerem, w Genewie handlował winami, ale studiował też malarstwo pejzażowe. Połączenie jego umiejętności technicznych, zmysłu estetycznego i talentu organizacyjnego przyczyniło się niewątpliwie do późniejszego sukcesu na niwie zegarmistrzowskiej.

W Genewie lat 30. XIX wieku przebywała spora grupa uchodźców z Polski. Wielu z nich zajęło się zegarmistrzostwem. Patek był wśród nich. Początkowo kupował gotowe mechanizmy i tylko oprawiał je w ozdobne koperty. W 1839 roku wszedł w spółkę z innym Polakiem (czeskiego pochodzenia) i, jak on, byłym powstańcem, Franciszkiem Czapkiem. Większe doświadczenie w robocie zegarmistrzowskiej miał Czapek, który już wcześniej zajmował się tym w spółce ze Szwajcarem Moreau. Z rodziną Moreau zaprzyjaźnił się zresztą i Patek. Zakochał się w siostrzenicy pana Moreau, Marii Adelajdzie Thomasini, i ożenił się z nią.

Konserwatysta Czapek

Firma Patek & Czapek robiła głównie zegarki dla polskiej emigracji i arystokracji w kraju. Kieszonkowe chronometry – duże, złote lub srebrne, kunsztownie zdobione emalią. Pod pokrywką koperty umieszczano bliskie polskim sercom wizerunki: ks. Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki, Czarnej Madonny z Jasnej Góry, Orła z Pogonią.

Spółka z Czapkiem trwała jednak stosunkowo krótko.

W 1845 roku wspólnicy się rozstali i każdy poszedł w swoją stronę. Choć rywalizowali ze sobą. Czapek założył kolejną firmę, która przetrwała do 1869 r.

Dla Patka rozstanie z Czapkiem okazało się zbawienne. Czapek był w swych poglądach na konstruowanie mechanizmów zegarków niezwykle konserwatywny. Dał temu wyraz w pracy opublikowanej w 1850 r. w Lipsku „Słów kilka o zegarmistrzostwie”. Nie zamierzał unowocześniać zbytnio tego, co dobrze znał i uważał za wystarczające.

Tymczasem Patek miał ambicję robienia zegarków nowoczesnych. Najlepszych i najpiękniejszych. Podczas wystawy przemysłowej w Paryżu poznał zdolnego zegarmistrza Adriena Philippe’a. Francuz miał już na koncie wynalezienie mechanizmu naciągowego z koronką, dzięki któremu nie trzeba było używać do nakręcania zegarka kluczyka.

Philppe został początkowo dyrektorem firmy Patka. Dopiero w 1851 r. firma zmieniła nazwę na Patek Philippe & Co. Francuz wniósł do spółki nowoczesną myśl techniczną, Patek – zmysł artystyczny, doświadczenie przedsiębiorcy i kontakty handlowe.

Marka królów

Od początku Patkowi przyświecała zasada, by robić zegarki nie tylko najlepsze technicznie, ale też piękne. Nic więc dziwnego, że traktowano je początkowo jak biżuterię i kupowano dla walorów artystycznych. W roku powstania nowej spółki firma odniosła spektakularny sukces. Podczas wystawy światowej w Londynie królowa Wiktoria kupiła zegarek Patka i Philippe’a, by nosić go jako broszkę przy sukni. Patka nabył również książę Albert i zamówiła królowa duńska Luiza na prezent dla męża Christiana IX z okazji 25. rocznicy ślubu.

Kariera luksusowych zegarków Patka Philippe’a potoczyła się od tej pory wartko. Sprzedawane były w najlepszych sklepach w Paryżu, Londynie, Madrycie, Nowym Jorku, w Rosji i Niemczech. Zdobywały nagrody na światowych wystawach, firma rejestrowała w urzędzie patentowym kolejne ulepszenia. Do grona klientów firmy dołączali możni tego świata: papież Pius IX (1867), książę egipski Hussein Kamal (1884), król Włoch Wiktor Emanuel III (1897) i, jak ktoś policzył, setka innych władców. Nic dziwnego, że zegarki zyskały miano króla wśród marek i marki królów.

Patek Philippe ma na koncie wiele rekordów. W 1841 r. zegarki Patka jako pierwsze zyskały niezależny sekundnik, a w 1868 r. wypuścił pierwszy zegarek na rękę. Z kolei w 1989 r., z okazji 150. rocznicy istnienia, firma stworzyła najbardziej skomplikowany zegarek świata – Calibre 89. Skomplikowany w dobrym tego słowa znaczeniu. W stosunkowo niewielkim opakowaniu znalazły się 33 mechanizmy z 1728 częściami. Dzięki nim zegarek pokazuje między innymi fazy księżyca, zachody i wschody słońca, datę świąt Wielkiej Nocy, a nawet... temperaturę. Do Patka Philippe’a należy też rekord ceny – najdroższym zegarkiem świata okazał się kupiony na aukcji w 1999 r. przez anonimowego kolekcjonera zegarek amerykańskiego bankiera Henry’ego Gravesa z 1933 r. Kosztował ponad 11 milionów dolarów. Zresztą 13 najwyżej wylicytowanych zegarków na rękę to zegarki Patka Philippe’a.

Antoni Patek umierał w 1877 r. już jako właściciel legendarnej marki. Choć miał córkę i syna, firma, którą stworzył, nie została w jego rodzinie. Nie została też w rodzinie jego francuskiego wspólnika. W drugiej połowie XIX i na początku XX wieku kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. Stabilizacja nastąpiła dopiero w 1929, kiedy kupiła ją rodzina Sternów. W jej rękach pozostaje do dzisiaj. Co ciekawe, choć często zmieniali się właściciele, żaden nie śmiał zmienić nazwy marki.

W skarbcu Ali Baby

Historię czasomierzy Patka Philippe’a prześledzić można na pierwszym piętrze muzeum. Są tam wszystkie najsłynniejsze modele, dzięki którym firma zdobyła masowych klientów. Należy do nich prostokątny, z lekko wygiętymi w łuk dłuższymi brzegami Gondolo (1910 r.), przeznaczony na rynek brazylijski. Jest też klasyczny, przejrzysty w formie Calatrava (1932 r.) z okrągłym cyferblatem, który powstał pod wpływem niemieckiej szkoły Bauhaus. I delikatny, elipsoidalny, zaprojektowany według złotych greckich proporcji, Ellipse z 1968 r.

Najcenniejsze zegary i zegarki zgromadzono na drugim piętrze. Setki wspaniałych chronometrów (cała kolekcja liczy ich 2000) błyszczą od złota, drogich kamieni, kolorowej emalii. Zachwycają kunsztem wykonania i pomysłowością dawnych majstrów. Wyeksponowane pojedynczo lub seriami na podświetlanych stelażach można je obejrzeć ze wszystkich stron, a czasem nawet zajrzeć do środka.

Kolekcję otwiera renesansowy niemiecki Runde Halsuhr z 1540 r. w kształcie walca. Są zegarki francuskie, angielskie, niemieckie, szwajcarskie, chińskie i tureckie z XVI – XIX wieku. Zegarki w fantazyjnie ozdobnym stylu art nouveau i prostym, geometrycznym art deco. Kieszonkowe i na rękę. Tradycyjne cebule i o niecodziennych kształtach: mandoliny, scyzoryka czy kołczanu.

Zwiedzającym najbardziej podobają się jednak te z ruchomymi scenkami i pozytywkami wygrywającymi melodie. Oto Mojżesz na cyferblacie uderza laską w skałę, z której zaczyna płynąć woda (naśladuje ją poruszająca się blaszka), linoskoczek chodzi po linie, kobieta gra na harfie, cieśle piłują i heblują deski. Jest też zegarek w kształcie pistoletu, z lufy którego wyskakuje kolorowy ptaszek. Małe stworzonko jest bardzo ruchliwe – obraca się wokół własnej osi, macha skrzydłami, kręci głową, otwiera dziobek i śpiewa.

A widz patrzy urzeczony i czuje się jak Ali Baba w skarbcu. Jakie szczęście, że nad Genewą rozpadał się deszcz.

W oszklonej gablocie leży niepozorny dokument – akt naturalizacyjny stwierdzający, że Polak Antoni Patek herbu Prawdzic zostaje Szwajcarem. Nad gablotą pochyla się dwóch japońskich biznesmenów. Białe koszule, ciemne, nienagannie skrojone garnitury. Skośnooka przewodniczka opowiada im historię polskiego kawalerzysty, który po rebelii przeciwko rosyjskiemu carowi osiadł w Genewie i założył tu firmę zegarmistrzowską. Stoję obok i czuję jak puchnę z dumy, a jednocześnie, że za gardło chwyta mnie lekkie wzruszenie. Japońscy przedsiębiorcy na pewno wiedzą, że marka Patek Philippe to rolls-royce wśród zegarków. Może nawet mają jakieś zegarki z tej fabryki w swoich szufladach z dodatkami do garniturów, na różne okazje. Ale czy wiedzieli, że założycielem firmy był Polak? Pewnie nie.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 799