W oszklonej gablocie leży niepozorny dokument – akt naturalizacyjny stwierdzający, że Polak Antoni Patek herbu Prawdzic zostaje Szwajcarem. Nad gablotą pochyla się dwóch japońskich biznesmenów. Białe koszule, ciemne, nienagannie skrojone garnitury. Skośnooka przewodniczka opowiada im historię polskiego kawalerzysty, który po rebelii przeciwko rosyjskiemu carowi osiadł w Genewie i założył tu firmę zegarmistrzowską. Stoję obok i czuję jak puchnę z dumy, a jednocześnie, że za gardło chwyta mnie lekkie wzruszenie. Japońscy przedsiębiorcy na pewno wiedzą, że marka Patek Philippe to rolls-royce wśród zegarków. Może nawet mają jakieś zegarki z tej fabryki w swoich szufladach z dodatkami do garniturów, na różne okazje. Ale czy wiedzieli, że założycielem firmy był Polak? Pewnie nie.
Genewa w pigułce
To było paskudne popołudnie. Od kilku godzin z szarego nieba padało. Ani kapuśniaczek, o którym można by zapomnieć, ani ulewa, która zatrzymałaby mnie w hotelu. Zwykły deszcz. Nie można było chodzić po mieście, by szybko nie zmoknąć.
Widziałem już w Genewie to, co trzydniowy turysta zobaczyć powinien. Byłem w Muzeum Czerwonego Krzyża i pod siedzibą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przespacerowałem się po starym mieście z gotycką katedrą św. Piotra i nabrzeżem nad Jeziorem Genewskim obok miejsca, w którym pewien włoski anarchista zasztyletował austriacką cesarzową Sissi. Obserwowałem ludzi grających w ogromne szachy w parku Promenade des Bastions. Sfotografowałem tam pomnik czterech nadnaturalnej wielkości ojców reformacji – Guillaume’a Farrela, Jana Kalwina, Teodora de Beze’a, Johna Knoxa. Podziwiałem z bliska najwyższą (140 metrów) fontannę Europy, symbol Genewy i jej punkt orientacyjny. Byłem w ogrodzie różanym, z którego mieszkańcy Genewy są szczególnie dumni, i zrobiłem objazd okolicznych winnic na wzgórzach nad jeziorem. Rozciąga się z nich wspaniały widok na jezioro i miasto. Obszedłem nawet dzielnicę Carouge znaną z tego, że powstała w XVIII w. jako konkurencyjne miasto dla Genewy, a dziś mieszkają tu artyści, rzemieślnicy i ludzie wolnych zawodów.
Dowiedziałem się, że kanton genewski połączony jest z macierzystą Szwajcarią zaledwie dwoma drogami i pasem ziemi szerokości 4,5 kilometra, podczas gdy jego granica z Francją liczy 103 kilometry. Że w mieście mają siedziby aż 22 międzynarodowe organizacje (w tym UN, ILO, WHO, ITU, WMO, WIPO, WTO, UNHCR, CERN – cokolwiek by to znaczyło), a na 444 tysiące mieszkańców kantonu zaledwie 60 procent to Szwajcarzy. Pozostali reprezentują aż 194 różne narodowości. Że rocznie odbywa się tu prawie 300 różnych kongresów i konferencji międzynarodowych.