Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
Jeśli republikanie będą pozyskiwać pieniądze na kampanię wyborczą Mitta Romneya w takim tempie jak dotychczas, wprowadzą swojego kandydata do Białego Domu - bije na alarm obóz Baracka Obamy. Demokraci mają uzasadnione powody do niepokoju. W ubiegłym miesiącu na konta kampanii republikańskiego kandydata na prezydenta wpływało średnio 3,5 miliona dolarów dziennie. Romney gromadzi pieniądze w dużo szybszym tempie niż Obama i w decydujących miesiącach kampanii może nawet dysponować większymi funduszami niż jego przeciwnik. W opartej na kosztownych reklamach amerykańskiej kampanii prezydenckiej to bardzo istotny, a niekiedy wręcz decydujący czynnik.
„To wielki problem" - przyznaje wiceprezydent Joe Biden w liście do potencjalnych ofiarodawców, którzy mogliby wesprzeć finansowo demokratów - „budowanie tej kampanii jest dziś dużo ważniejsze niż kilka dni temu. Ciągle możemy wygrać, nawet jeśli oni (republikanie - przyp. TD) zbiorą więcej pieniędzy". Menedżer kampanii Obamy Jim Messina wręcz bije na alarm. „Ciągle dokonujemy własnych szacunków, ale jeśli różnica (w zbieranych sumach) będzie się powiększać, możemy przegrać wybory" - napisał w e-mailu rozsyłanym do zwolenników Partii Demokratycznej.
Romney zebrał w czerwcu 106 milionów dolarów - więcej niż w kwietniu i maju łącznie. A suma ta nie obejmuje środków zebranych w ramach tzw. super PACs, czyli odrębnych funduszy pozwalających na nielimitowane gromadzenie pieniędzy na kampanię. Romney Victory Fund, utworzony po to, aby finansować kampanię przed oficjalną nominacją, na partyjnej konwencji zebrał dzięki temu w czerwcu kolejne 50 milionów.
Razem z tymi pieniędzmi kampania republikańskiego kandydata wzbogaciła się w ubiegłym miesiącu o 160 milionów dolarów. Obóz Obamy nie opublikował jeszcze danych dotyczących czerwca, jednak w maju na konta kampanii urzędującego prezydenta wpłynęło o 17 mln dolarów mniej niż do kasy jego rywala.