– To, co panu powiem, nie spodoba się Polakom – tymi słowami próbuje uniknąć rozmowy mieszkająca w leżącej tuż przy polskiej granicy wsi Wołczyn (rejon kamieniecki obwodu brzeskiego) Halina Kaczanowska.
Pani Halina już osiem lat zajmuje się stworzeniem w rodzimym Wołczynie muzeum krajoznawczego. Ma powstać w budynku plebanii przy kościele Św. Trójcy, w którym w 1938 roku spoczęły przewiezione z petersburskiego kościoła św. Katarzyny szczątki ostatniego polskiego króla. W powojennej radzieckiej Białorusi zniknęły, by pod koniec lat 80. zostać odnalezione, a potem przewiezione do Warszawy. Tak się przynajmniej do tej pory wydawało.
W kołchozowym gabinecie
– Polacy odbudowują –mówi przejeżdżający rowerem obok stojącej w rusztowaniach świątyni mężczyzna. Na prośbę o wskazanie człowieka w Wołczynie, który najlepiej zna historię kościoła, radzi udać się do stojącego kilkaset metrów od niego domu pani Haliny. Jest przekonany, że restauracją kościoła, w którym ochrzczono i pochowano przed wojną ostatniego polskiego króla, zajmuje się ksiądz Wilk.
– To jest nazwisko dyrektora polskiej firmy, która prowadzi restaurację kościoła – poprawia Kaczanowska, gdy udaje mi się ją odnaleźć w leżącej osiem kilometrów od Wołczyna wsi Nawasiołki. Tu znajduje się administracja kołchozu, do którego obecnie należy Wołczyn.
Pani Halina, żeby nie przeszkadzać w pracy koleżankom z administracji, zaprasza mnie do wolnego gabinetu kołchozowego agronoma. – Polacy nie chcieli pochować Stanisława Augusta na Wawelu, niech więc zostanie w Wołczynie – tłumaczy Halina Kaczanowska swoją niechęć do rozmowy z polskim dziennikarzem. Gdy w 1938 roku władze radzieckie przekazały Polsce trumnę Stanisława Augusta, rząd Rzeczpospolitej nie chciał uhonorować go pogrzebem państwowym, oskarżając monarchę o przyczynienie się do rozbiorów. Trumnę złożono więc w Wołczynie.