Rząd federalny powinien się poważniej zaangażować w wyrównywanie szans wschodu i zachodu, uważa premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego Erwin Sellering (z SPD), cytowany przez dziennik „Die Welt". Ta wypowiedź towarzyszy publikacji fragmentów raportu o byłej NRD, którym ma się w środę zajmować rząd federalny.
Wynika z niego, że PKB na mieszkańca we wschodnich landach to ledwie 71 procent poziomu w zachodnich. I jest to o 2 punkty procentowe mniej niż rok wcześniej. Niedobrze jest też na rynku pracy, w ciągu ostatnich sześciu lat liczba zatrudnionych na wschodzie spadła o 3,6 proc., podczas gdy na zachodzie wzrosła o 6 proc. Te dane zapewne skłoniły Selleringa do stwierdzenia, że gospodarczo była NRD się cofa.
– Żądania większego zastrzyku pieniędzy są nierealne. I niepotrzebne jest przypominanie o podziale na wschód i zachód. W przekonaniu elit ten podział zamiera, a to dzięki sukcesom gospodarczym południowych landów dawnej NRD, Turyngii i Saksonii, która ma niskie zadłużenie w skali całej federacji – mówi „Rz" Cornelius Ochmann, ekspert niemieckiej fundacji Bertelsmanna.
Zdaniem Ochmanna podział na bogate południe i biedną północ jest teraz bardziej uzasadniony, bo Szlezwik-Holsztyn z północy dawnych Niemiec Zachodnich podobnie się różni od Bawarii jak miasta meklemburskie od Lipska czy Drezna na południu dawnej NRD.
Kompas nie może decydować
Żądania wsparcia byłej NRD, do której według skromnych szacunków od zjednoczenia popłynęło ponad 1,5 biliona euro, oburzają mieszkańców niedoinwestowanych miast na zachodzie. A co dopiero mówić o jego zwiększeniu.