Turecki parlament upoważnił wczoraj premiera Recepa Tayyipa Erdogana do prowadzenia operacji wojskowych w Syrii. Podobna ustawa umożliwia organizowanie od lat transgranicznych rajdów na terytorium Iraku w pogoni za rebeliantami kurdyjskimi. – W przypadku Syrii oznacza to wojnę światową – argumentowali wczoraj posłowie opozycji.
Głosowanie odbyło się już po porannym ostrzale Syrii, co było kolejnym aktem odwetu za środowy atak z terytorium Syrii na turecką miejscowość Akcakale. Zginęło w nim pięciu obywateli Turcji, a kilkunastu zostało rannych. – Nie ulega wątpliwości, że reżim syryjski wysyła poważne ostrzeżenie pod adresem Ankary wspierającej syryjskich powstańców – przekonuje „Rz" prof. Ilter Turan, politolog z uniwersytetu Bilgi w Istambule.
– Ten akt agresji został przez nas natychmiast odparty – ogłosił już w środę wieczorem premier Erdogan, mając na myśli środowe wydarzenie. W czwartek do akcji ruszyło także lotnictwo. Źródła syryjskie mówią o 34 zabitych żołnierzach sił Asada.
Tak gwałtowna reakcja Ankary oznacza, że tureckie władze straciły cierpliwość i opanowanie. Pierwszy atak odwetowy miał miejsce w chwili, gdy nie było jeszcze dokładnie wiadomo, kto wystrzelił pociski moździerzowe na Akcakale. Mogła to uczynić armia syryjska, ale też mogli pomylić się rebelianci. Wykazując określoną dozę opanowania po zestrzeleniu tureckiego myśliwca w czerwcu tego roku przez syryjską rakietę, Ankara postanowiła obecnie udowodnić, że to Turcja jako potęga gospodarcza i militarna rozdaje karty w tym regionie świata. – Takie są przynajmniej aspiracje obecnego kierownictwa Turcji – mówi prof. Turan.
Rząd w Ankarze boryka się z wieloma dylematami. W kraju jest już grubo ponad 100 tys. uciekinierów z Syrii i przybywa ich z każdym dniem. Przy tym nie widać końca konfliktu w Syrii. Turcja jest faktycznie w stanie wojny ze swym sąsiadem od mniej więcej roku, wspierając rebeliantów i ułatwiając im zaopatrzenie w broń i sprzęt. Ankara liczy, że po upadku Asada w Damaszku powstanie rząd uznający regionalny prymat Turcji. Nie brak opinii, że Turcja liczy na przywództwo w zdominowanym przez sunnitów całym regionie Bliskiego Wschodu.