W Komisji Europejskiej, w Niemczech, a i w innych krajach słychać tymczasem krytykę, że Wilno prze do niej, nie patrząc na łamanie przez Kijów praw człowieka. To niepokojące głosy, nie można bowiem chwilowych słabości ustroju ukraińskiego kłaść na szali w kontrze do geostrategicznego usytuowania Ukrainy. To sprawy z dwóch różnych kategorii wagowych.
Polska powinna w tym wypadku stanąć murem za Litwą, odnowić tym samym, choćby na chwilę, nieformalny sojusz Międzymorza, jak górnolotnie by to nie brzmiało; jeśli mamy gdzieś żywotny interes, to właśnie w trwałym wyrwaniu Ukrainy Rosji, niezależnie, czy przestrzega ona standardów unijnych czy nie. Umowa stowarzyszeniowa będzie znaczącym krokiem w tym kierunku.
1
Trzeba przyznać, krytyka Wilna ma silne podstawy: jeśli nie będziemy wywierać presji na Kijów, jaką miałby motywację do zmian, skoro umowa i tak zostanie podpisana?
Chodzi między innymi o odpolitycznienie urzędu prokuratora generalnego, zrezygnowanie z uchwalania odrębnych ordynacji przed każdymi wyborami, co pozwala manipulować ich wynikami, a nieformalnie także o uwolnienie Julii Tymoszenko z więzienia.
A co będzie, jeśli Ukraina nie spełni tych warunków? Można by powiedzieć, sama sobie winna, nie chce zachowywać się w sposób cywilizowany, niechaj pozostaje we wschodniej strefie przejściowej pomiędzy Unią a Rosją.