Większość swego życia Marcel Reich-Ranicki spędził w Niemczech, dokąd wyemigrował z Polski. Był Niemcem z Włocławka. Przed wojną mieszkał w Berlinie, ale w 1938 roku, tuż po maturze, w wieku 18 lat został wydalony z Niemiec jako polski Żyd. Przeżył warszawskie getto. Jeszcze w czasie wojny zgłosił się do ludowego Wojska Polskiego. Stamtąd trafił do Urzędu Bezpieczeństwa. Był szefem polskiego wywiadu w Londynie. Poznał tam Czesława Kiszczaka, wtedy w randze porucznika. Był szpiegiem w Berlinie, a wcześniej działał na Górnym Śląsku. Zwolniony z Ministerstwa Spraw Zagranicznych kilka lat po wojnie zajął się literaturą. W 1958 wyjechał do Niemiec, gdzie zrobił oszałamiającą karierę krytyka literackiego. Przez dziesięciolecia decydował o losach niemieckich pisarzy. Jego opinia była wyrokiem, ale też otwierała drzwi do wielkiej kariery.
— Nie, niczego nie żałuję. Cała moja działalność nikomu nie zaszkodziła i prawdopodobnie nikomu też nie przyniosła korzyści — powiedział kiedyś w wywiadzie dla „Spiegla". Słowa te cytuje Gerhard Gnauck, warszawski korespondent dziennika „ Die Welt" w wydanej kilka lat temu książce „Marcel Reich-Ranicki. Polskie lata" .
"Czy kiedykolwiek użył swoich wpływów, aby - podobnie jak oficer Stasi w filmie „Życie na podsłuchu" - komuś pomóc. W dwóch rozmowach zadałem mu to pytanie. Tylko raz usłyszałem krótką odpowiedź: 'Przecież nie miałem takich możliwości'" — pisze Gnauck. Nie oskarża Ranickiego, ale stara się dociec prawdy. Prezentuje jakby polski punkt widzenia na dzieje krytyka, którego nazwisko zna niemal każdy Niemiec, chociażby z pasjonujących dyskusji telewizyjnych o literaturze.
W Polsce wytyka się Ranickiemu współpracę z bezpieką. Dla Niemców nie ma to żadnego znaczenia. — Różnice w ocenie Reicha-Ranickiego w Polsce i Niemczech są niejako symbolem różnego spojrzenia na historię w obu krajach — tłumaczył kiedyś "Rz" prof. Hajo Funke, historyk i politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
Powojenne dzieje Reicha-Ranickiego w Polsce były w Niemczech praktycznie nieznane. Po raz pierwszy zajął się nimi w 1994 roku dziennikarz Tilman Jens. Reich-Ranicki nie był zachwycony. Pokłócił się nawet z tego powodu z ojcem dziennikarza, a swym przyjacielem Walterem Jensem. Książka Jensa sprawiła jednak, że Ranicki zdecydował się na opublikowanie swej autobiografii. „Moje życie" ukazało się w 1999 roku i znalazło milion czytelników. Autor bagatelizuje w niej swą działalność agenturalną po wojnie, dlatego też jego nazwisko budzi w Polsce negatywne skojarzenia. - Często zapomina się o jego wkładzie w popularyzowanie kultury niemieckiej w Polsce i polskiej w Niemczech – pisze Gerhard Gnauck w swej książce.