Socjaldemokratyczna SPÖ i chadecka ÖVP dominują na austriackiej scenie politycznej od 68 lat. Przez pierwsze trzydzieści lat ich przewaga nad innymi ugrupowaniami była ogromna. Obie partie zdobywały łącznie ok. 90 proc. głosów. W ostatnich dziesięcioleciach przewaga ta topniała. Ale jeszcze w 2008 roku sięgała niemal 60 proc. W niedzielę może być inaczej. Jeżeli wierzyć ostatnim sondażom SPÖ może liczyć na 27,5 proc. głosów a ÖVP na 22,9 proc. Takie wartości nie dają gwarancji zdobycia większości głosów. -Jeżeli nie uzyskają większości będzie to równoznaczne z politycznym trzęsieniem ziemi –mówi politolog Anton Pelinka . Wszystko jest jednak możliwe i w matematycznych modelach szanse kontynuacji obecnej ocenia się na 75 proc.
Jeżeli nie uda się utworzyć wielkiej koalicji, Austria dołączy do reszty państw europejskich gdzie nie ma mowy o harmonijnej współpracy największych ugrupowań politycznych. Przez cztery lata współpraca taka istniała wprawdzie pod koniec ubiegłej dekady w Niemczech pomiędzy socjaldemokratami z SPD i chadekami z CDU/CSU lecz zakończyła się tragicznie dla SPD. Zostali niemal zmarginalizowani przez partnerów koalicyjnych pod przywództwem kanclerz Angeli Merkel.
W Austrii tak nie było i w miarę harmonijnej pięcioletniej współpracy SPÖ i ÖVP nie przeszkodził kryzys finansowy. Dał o sobie znać na dwa tygodnie przed poprzednimi wyborami w 2008 roku, kiedy to miało miejsce bankructwo banku Lehman Brothers. W obliczu zagrożenia obie największe partie zacieśniły współpracę co pozwoliło Austrii na przejście przez kryzys praktycznie suchą nogą. Austria ma najniższą stopę bezrobocia w UE, gospodarka rozwija się w przyzwoitym tempie a deficyt budżetowy jest niższy niż 3 proc. spełniając wymagania ustalone w Maastricht. Austria korzysta jednak z dobrej koniunktury swego potężnego sąsiada czyli Niemiec. Ma przy tym sporo problemów do rozwiązania. Jednym z najważniejszych jest sprawa wieku emerytalnego, który jest niezwykle niski. Przeciętny Austriak udaje się na emeryturę w wieku 58,4 lat. Plan podniesienia tej poprzeczki napotyka na zmasowany opór obywateli. Niepopularne rozwiązania może wprowadzić jedynie wielka koalicja. Z takiego punktu widzenia byłaby najlepszym rozwiązaniem.
W przeddzień obecnych wyborów jest jednak wiele niewiadomych. Jedną z nich jest nowa partia na austriackiej scenie politycznej. Nazywa się Team Stronach. Założył ją Frank Stronach , kanadyjski miliarder pochodzenia austriackiego. Jego ugrupowanie zdobyło wiosną Karyntii 11,3 proc. głosów i nieco mniej w Dolnej. Mimo, że partia istniała wtedy zaledwie kilka miesięcy. W sondażach przedwyborczych do parlamentu federalnego jej poparcie plasuje się w granicach 7-10 proc.
Osiemdziesięcioletni Stronach, który mówi z wyraźnym anglosaskim akcentem, wyemigrował w 1954 roku z 200 dolarami w kieszeni. Zarobił miliony na produkcji komponentów samochodowych. Teraz chce uplasować się na dobre na austriackiej scenie politycznej. Posługuje się przy tym retoryką jaką stosował kiedyś Jörg Haider.