W dziewięciu prowincjach wciąż trwają walki między siłami wiernymi prezydentowi Savie Kiirowi a buntownikami na czele których stoi były wiceprezydent Riek Machar.

Sytuacja na frontach walk jest zmienna i trudna do zweryfikowania. Siły rządowe twierdza, że po kilku dniach ciężkich walk przejęły kontrolę nad miastem Malakal. Niejasna jest sytuacja w roponośnym obszarze na północy kraju – obie strony meldują tam o własnych sukcesach. Z kolei przedstawiciele ONZ donoszą, o niezwykle krwawych walkach o miasto Bor. Rebelianci mieli tam dopuścić się krwawych zbrodni – np. po wtargnięciu do miejscowego szpitala rozstrzelali ciężko chorych ludzi w łóżkach.

Problemem staje się rosnąca niechęć prezydenta Kiira do działającej w Sudanie Południowym misji ONZ (UNmiss). Tarcia rozpoczęły się, gdy pracownicy ONZ nie wpuścili na teren swojej bazy żołnierzy rządowych chcących szukać tam ukrywających się rzekomo rebeliantów. Kiir oświadczył, iż „nie wie, by misja [ONZ] miała być równoległym rządem". – Jeszcze chwila a jej szef zechce być drugim prezydentem – ironizował. W odpowiedzi rzeczniczka ONZ Ariane Quentier odrzuciła oskarżenia i stwierdził, że pracownicy misji nigdy nie pozwalali wnosić na jej teren broni.

Oskarżenia o wspomaganie rebelii rzucane także pod adresem organizacji humanitarnych działających w Sudanie Południowym nie ułatwiają rozmów pokojowych toczących się w Etiopii. Obie strony konfliktu sa wciąż dalekie od porozumienia. Prezydent wzywa do zakończenia bratobójczych walk, ale jednocześnie nie zamierza zwalniać więźniów politycznych. Z kolei jego oponent nie podpisze porozumienia o przerwaniu ognia dopóki w kraju są żołnierze ugandyjscy walczący po stronie rządu. Rzecznik armii ugandyjskiej oświadczył, że oddziały tego kraju „nie pozostaną długo w Sudanie Południowym". Przyznał, że od 23 grudnia Ugandyjczycy stracili w walkach 23 ludzi.