Wprowadzenie przepisów jest realizacja marcowych zapowiedzi premiera Li Keqianga, że jego rząd będzie prowadził „wojnę z zanieczyszczaniem środowiska". To odpowiedź na społeczne niezadowolenie po fali smogu z początku roku, który szczególnie mocno dał się we znaki mieszkańcom Pekinu. Władze nie potwierdzają danych statystycznych, ale pozarządowe organizacje podają, że wskutek zanieczyszczenia powietrza przekraczającego miejscami 90-krotnie dozwolone normy mogło umrzeć nawet 5 tys. osób ciepiących na dolegliwości układu oddechowego. W wielu miejscach oficjalnie przyznano, że poziom skażenia jest niebezpieczny dla dzieci, osób starszych i kobiet w ciąży.
Problem w tym, że skażenia w Chinach są powszechne. Ministerstwo ochrony środowiska musiało przyznać, że do picia nie nadaje się nawet 60 proc. wód gruntowych, a jedna piąta ziemi ornej zawiera metale ciężkie lub pestycydy w ilościach, które nie powinny pozwalać na uprawę roślin jadalnych. 16 proc. powierzchni wielkiego kraju uznano za obszar „ciężkiego skażenia". Najbardziej alarmujący jest jednak stan atmosfery: z 74 badanych na początku miast tylko trzy miały powietrze, którego czystość mieściła się w normach.
To skutek promowanej od końca lat 80. XX wieku polityki intensywnej industrializacji jak najniższym kosztem. Zaledwie jeden na osiem budowanych w tym czasie zakładów przemysłowych posiada jakiekolwiek instalacje oczyszczające, a i tak większość nie spełniłaby norm obowiązujących w większości państw Europy.
Nowe prawo zatwierdzone przez parlament (Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych) nakazuje instalowanie filtrów wody i powietrza w zakładach, a także wprowadza obowiązek monitorowania szkodliwych odpadów. Przewidziano ostre kary dla zarządzających przedsiębiorstwami za świadome łamanie przepisów o ochronie środowiska - łącznie z wysokimi grzywnami i więzieniem. Na dwa tygodnie aresztu skazani będą mogli być nawet lokalni urzędnicy albo funkcjonariusze partyjni, którzy ignorują doniesienia o nieprawidłowościach od obywateli.