Biedne dzieci uciekają do Ameryki

Barack Obama chce więcej władzy, aby poradzić sobie z tysiącami nieletnich nielegalnych imigrantów.

Publikacja: 05.07.2014 13:00

Marzenie o Ameryce. Młody Latynos spogląda na przygraniczne Nogales w stanie Arizona

Marzenie o Ameryce. Młody Latynos spogląda na przygraniczne Nogales w stanie Arizona

Foto: Getty Images/AFP, John Moore John Moore

Ta fala zaskoczyła wszystkich. Po kilku latach względnego spokoju i spadającej liczby nielegalnych imigrantów łapanych na meksykańskiej granicy coś się nagle zmieniło. Ludzie tysiącami przekraczają granicę meksykańsko- amerykańską. Dodajmy – bardzo młodzi ludzie. Często małe, kilkuletnie dzieci. W ciągu ostatnich miesięcy przez schronisko w przygranicznym Nogales w Arizonie przeszły już tysiące nieletnich.

W tym roku do USA przedrze się co najmniej 80–100 tysięcy dzieci z południa

Większość zatrzymuje się tu tylko na trzy–pięć dni, dopóki nie zostanie podjęta decyzja o rozesłaniu ich do ośrodków na terenie całego kraju. Małe dzieci i nastolatki są podzielone według wieku i płci. Śpią na materacach na podłodze. Ośrodek otoczony jest trzymetrowym płotem uwieńczonym drutem kolczastym.

Nowy zarobek dla kojotów

Napływ imigrantów sprawił, że takich schronisk jest dużo więcej. Lokuje się je w różnych miejscach – od baz wojskowych po budynki szkół publicznych i kampusy uniwersyteckie. Często jednak lokalne społeczności mówią: nie.

Tak było w kalifornijskim Escondido, gdzie miejscowa rada miejska jednogłośnie nie wyraziła zgody na otwarcie obozu dla małoletnich przybyszów.

Rozmiary zjawiska są apokaliptyczne. Od 1 października ub.r. – czyli od pierwszego dnia roku budżetowego – na granicy USA z Meksykiem zatrzymano około 52 tysięcy dzieci i nastolatków przedostających się do USA bez rodziców czy opiekunów.

Kolejne 39 tysięcy to rodziny z dziećmi. Większość pochodzi przeważnie nie z Meksyku, tylko z krajów położonych bardziej na południe. Fala nie słabnie – mówią służby graniczne. Często w ich ręce zaraz po przepłynięciu Rio Grande oddają się grupy liczące kilkaset osób.

Szacuje się, że w tym roku granicę USA przekroczy co najmniej 80–100 tysięcy dzieci. Wiele z nich przemycanych jest przez „kojotów", czyli zawodowych przemytników ludzi, którzy jeszcze do niedawna zajmowali się przerzucaniem na północ głównie dorosłych mężczyzn i narkotyków.

Okazało się, że miliardy dolarów zainwestowane po zamachach 11 września 2001 r. w uszczelnienie granicy na niewiele się zdały. Przemyt dzieci wygląda na dobrze skoordynowaną akcję, a ich rodzice płacą po 6–8 tys. dolarów za możliwość przerzucenia z Gwatemali, Hondurasu czy Salwadoru do USA.

Jak wyjaśnić ten nagły napływ dzieci do USA?

Po Ameryce Środkowej zaczęła krążyć plotka o „amnestii" dla młodych imigrantów. Zupełnie nieuzasadniona. W USA nie zmieniło się prawo imigracyjne, a przygotowana przez Senat i demokratów reforma utknęła w Kongresie bez większych szans na uchwalenie w obecnej kadencji.

W ubiegłym roku Barack Obama umożliwił jednak czasowe odroczenie deportacji i de facto zalegalizowanie pobytu w USA sporej grupie młodych imigrantów, którzy przybyli do USA jako dzieci i chcą w USA studiować bądź służyć w wojsku.

Przepisy zmieniono jednak tylko w drodze prezydenckiego rozporządzenia (executive order), bo tzw. Dream Act nigdy nie przeszedł pełnej ścieżki legislacyjnej w Kongresie.

Pogłoski o legalizacji

Eksperci mówią też o narastającym kryzysie w trzech środkowoamerykańskich republikach – Hondurasie, Salwadorze i Gwatemali – i pogarszających się warunkach życia w Ameryce Środkowej.

Cecilia Munoz, doradczyni Białego Domu ds. polityki wewnętrznej, mówi o gwałtownym wzroście liczby przemocy, przestępstw narkotykowych i morderstw w Gwatemali, Salwadorze czy Hondurasie.

Trudno jednak uwierzyć, aby ten czynnik przesądzał o wysyłaniu na północ w nieznane tysięcy dzieci. Najważniejszym powodem wydają się więc być pogłoski o „nowych możliwościach" legalizacji, jakie rzekomo pojawiły się w USA.

Nowe fundusze, o które stara się Obama, mają pomóc w sfinansowaniu „szybkiej ścieżki" odsyłania dzieci do domów po rozszerzeniu uprawnień Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Amerykańskie prawo imigracyjne zabrania bowiem natychmiastowego odsyłania za granicę osób niepochodzących z Meksyku.

Muszą oni przejść przez procedury prawne i dopiero po stawieniu się przed sędzią imigracyjnym mogą zostać wydalone z USA. Najczęściej zanim dochodzi do rozprawy, wypuszczeni imigranci rozpływają się w niebycie. Tak jest i tym razem.

W chwili wybuchu kryzysu Stany Zjednoczone dysponowały tylko jednym centrum rodzinnym w Pensylwanii, więc większość dorosłych przedzierających się na północ z dziećmi po prostu zwolniono z nakazem stawienia się przed obliczem sądu imigracyjnego.

Procedura w przypadku dzieci podróżujących samotnie jest inna. W ciągu 72 godzin muszą zostać przekazane pod jurysdykcję Departamentu Zdrowia. Ten rozsyła je po rozsianych po całym kraju schroniskach, w których muszą oczekiwać na stawienie się przed sędzią imigracyjnym.

Miejsca te są przeludnione, a zdjęcia z ośrodków przywodzą na myśl schroniska z krajów Trzeciego Świata.

Nic dziwnego, że władze chętnie oddają dzieci pod opiekę członków ich rodzin – jeśli takowi żyją w USA. W praktyce oznacza to, że młodzi ludzie mogą rozpocząć nowe życie w USA – ponad 90 procent zwolnionych nie stawia się nigdy przed sądem imigracyjnym.

Jest kryzys, będą winni

– Doktryna luzowania przepisów imigracyjnych najwyraźniej stanowi zaproszenie do nielegalnego przekraczania granicy, co może doprowadzić do powrotu epidemii dawno niewidzianych w USA – twierdzi Phil Gingrey, republikański kongresmen z Georgii, praktykujący lekarz.

Gingrey ma tylko częściowo rację, bo Obama, choć wstrzymał wydalenie niektórych młodych imigrantów, deportuje z USA nielegalnych imigrantów w rekordowym tempie, skupiając się głównie na osobach z przeszłością kryminalną. Rocznie z USA usuwanych jest około 400 tys. osób – na tyle maksymalnie pozwalają możliwości logistyczne służb granicznych.

Jest kryzys, muszą jednak być winni, zwłaszcza gdy Stany Zjednoczone mają przed sobą kolejną kampanię wyborczą. Barack Obama ostro atakuje Izbę Reprezentantów za sabotowanie reformy imigracyjnej.

– Mamy moralny obowiązek rozwiązania tego problemu w godny sposób – wtórowała prezydentowi w pogranicznym Bronsville w Teksasie przewodnicząca demokratycznej mniejszości w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi.

Z kolei dla republikanów nie ulega wątpliwości, że odpowiedzialność za obecną sytuację ponosi przede wszystkim Biały Dom, który od lat promuje reformę imigracyjną i wprowadzenie programu legalizacji nieudokumentowanych cudzoziemców.

To właśnie oczekiwanie na „amnestię" miało spowodować obecną falę dziecięcej imigracji do USA – powtarzają przedstawiciele prawicy.

Teorie spiskowe

A o tym, że imigracja jest wciąż gorącym, budzącym emocje problemem, przekonał się w ostatnich tygodniach Eric Cantor, wpływowy przywódca republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, który z powodu zbyt liberalnego stanowiska w sprawie reformy imigracyjnej przegrał prawybory.  Zwolennicy teorii spiskowej, zwłaszcza wśród konserwatywnej prawicy, wietrzą w fali dziecięcej imigracji spisek obecnej administracji, mający na celu przeforsowanie w Kongresie reformy imigracyjnej.

Rozmiary zjawiska są tak apokaliptyczne, że organizacja byłych agentów Straży Granicznej – National Association of Fomrr Border Patrol Officers  – oskarżyła administrację Baracka Obamy o świadome inspirowanie napływu młodych imigrantów.

„To nie jest kryzys humanitarny. To jest dający się przewidzieć, zaplanowany zamach na Amerykę dokonywany przez jej politycznych przywódców, którzy świadomie ryzykują życie dzieci dla osiągnięcia politycznych celów" – napisała organizacja w oświadczeniu.

Zdaniem byłych funkcjonariuszy trudno sobie wyobrazić, aby tysiące samotnych dzieci chciały przyjechać do USA bez wsparcia, zachęty i pomocy ze strony rządu USA, który w ten sposób chce przekonać wszystkich do uchwalenia reformy imigracyjnej.

Ta teza jest jednak trudna do obronienia. Pojawienie się na granicach dziesiątków tysięcy dzieci będzie dla republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów zdecydowanym argumentem przeciw reformie, a nie za luzowaniem prawa imigracyjnego.

Na razie jednak kongresmeni będą musieli podjąć decyzję, czy dać Obamie dodatkowe pieniądze i wyposażyć w szersze uprawnienia. Wynik tego głosowania poznamy po 7 lipca, gdy członkowie Kongresu wrócą z wakacji.

Tomasz Deptuła ?z Nowego Jorku

Ta fala zaskoczyła wszystkich. Po kilku latach względnego spokoju i spadającej liczby nielegalnych imigrantów łapanych na meksykańskiej granicy coś się nagle zmieniło. Ludzie tysiącami przekraczają granicę meksykańsko- amerykańską. Dodajmy – bardzo młodzi ludzie. Często małe, kilkuletnie dzieci. W ciągu ostatnich miesięcy przez schronisko w przygranicznym Nogales w Arizonie przeszły już tysiące nieletnich.

W tym roku do USA przedrze się co najmniej 80–100 tysięcy dzieci z południa

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021