Włosi za swoje problemy winią Unię Europejską

Za swoje problemy społeczno-ekonomiczne Włosi po części obwiniają Unię Europejską, zwłaszcza Niemcy.

Publikacja: 27.07.2014 02:00

Palermo na Sycylii. Majowy marsz przeciwników narzuconego przez UE rygorystycznego programu oszczędn

Palermo na Sycylii. Majowy marsz przeciwników narzuconego przez UE rygorystycznego programu oszczędnościowego

Foto: citizenside

Co szósty mieszkaniec Włoch żyje w biedzie, co dziesiąty w nędzy, a bezrobocie i dług publiczny rosną – alarmuje Narodowy Instytut Statystyczny ISTAT. Od kilku lat bada on biedę, kompleksowo biorąc pod uwagę wiele kryteriów.

Rodziny (lub osoby samotne), które mają zasadnicze i rosnące trudności z uregulowaniem podstawowych opłat (czynsz, prąd, gaz, telefon), kupnem leków, odzieży i pożywienia, uważane są za biedne. Te, których na to nie stać – za żyjące w nędzy.

ISTAT też ustalił bezwzględną granicę między biedą a nędzą. Na przykład w czteroosobowej rodzinie z dwójką nastoletnich dzieci w dużym mieście w centrum Italii to dochód 1550 euro miesięcznie, na północy – 1700, a na południu – 1250.

O ile w ciągu ostatnich czterech lat odsetek biednych utrzymuje się na podobnym poziomie (16,6 proc. ), o tyle liczba nędzarzy w tym samym czasie alarmująco wzrosła z 3 do 6 mln osób (z ok. 5 proc. do 10 proc.). Po zsumowaniu okazuje się, że chodzi o 26,6 proc. mieszkańców Włoch (blisko 15 mln), którzy albo już są nędzarzami, albo się nimi nieuchronnie stają.

Tylko w ciągu 2013 roku ponad milion biednych osób popadło w nędzę.

Przerażeni włoscy komentatorzy podkreślają, że wszystko dzieje się w rozwiniętym, relatywnie bogatym, demokratycznym kraju europejskim. Według wartości PKB jest to dziewiąta gospodarka świata, trzecia – strefy euro i czwarta – Unii Europejskiej (PKB Włoch – ok. 1 bln 500 mld euro w ubiegłym roku – jest ponad cztery razy wyższy niż Polski, a na głowę mieszkańca blisko trzy razy).

Przekleństwo geografii

Włoska bieda geograficznie rozkłada się bardzo nierównomiernie. Od powstania państwa włoskiego 153 lata temu, częściowo również w wyniku zjednoczenia, południe jest bardzo biedne, a północ bogata. Lombardia czy Piemont zamożnością nie ustępują austriackim czy francuskim sąsiadom.

Mimo wielkich wysiłków kolejnych rządów i przeróżnych inicjatyw ten rozziew stale się powiększa, szczególnie podczas kryzysów. O przyczynach zjawiska napisano tysiące książek i prac naukowych. Mowa jest w nich o mafii, słabości lokalnej władzy, korupcji, gospodarczym i obyczajowym zacofaniu południa, a także o bogatej północy żerującej na biednym południu.

Tak czy inaczej obecnie ponad połowa włoskich nędzarzy to mieszkańcy południa Włoch, 1/3 mieszka w centrum, a na bogatej północy –  zaledwie co dziesiąty. Choć niemal wszyscy we Włoszech cierpią z powodu ostatniego kryzysu, najwyższą cenę płaci południe, bo głównie tam dramatycznie wzrosły liczba i odsetek biedaków. Po prostu włoska bieda ma charakter geograficzny i strukturalny. Dlatego tak trudno z nią walczyć.

Za tymi suchymi liczbami kryją się osobiste tragedie wielu ludzi (kilkuset przedsiębiorców, którzy zbankrutowali z powodu kryzysu, popełniło samobójstwo), pauperyzacja setek tysięcy rodzin, dotykające milionów Włochów poczucie bezradności, życiowej porażki i upokorzenia.

W 2005 r. włoscy dentyści wykonali 3,7 mln  usług protetycznych, a w ubiegłym – 2,8 mln. Natomiast o 54 proc. wzrosła liczba wizyt u psychiatrów. Trudno się więc dziwić, że ponad milion młodych Włochów, większość z południa Italii, od 2009 r. opuściło kraj na stałe. Przyczyny to z jednej strony praktycznie zabetonowany, zamknięty przed młodymi rynek pracy, jeśli pominąć tę na śmieciowej umowie, a z drugiej – dramatyczny, bo ponaddwukrotny wzrost bezrobocia – z 6,1 proc. w 2007 r. do 12,7 proc. obecnie.

Jeśli zaś chodzi o ludzi młodych (15–30 lat), sytuacja jest tragiczna: nie uczy się i nie pracuje 2,5 mln takich osób, czyli aż 40 proc. Chodzi zarówno o brak miejsc pracy, jak i brak odpowiednich kwalifikacji.

Trzeba przy tym pamiętać, że z 60 mln Włochów pracuje tylko 22,2 mln.

Na tradycyjnym południu tylko nieco powyżej 20 proc. zdolnych do tego kobiet zarabia (jak w Pakistanie). Panujący tam od wieków model społeczny chętniej utrzymuje kobietę w domu przy dzieciach. O ile w Unii średnio pracuje 60 proc. kobiet, o tyle w całej Italii zaledwie 45 proc.

Polityczne nadzieje

Kryzys bardzo mocno uderzył Włochy. PKB w ubiegłym roku w porównaniu z 2008 r. skurczył się aż o 10 proc. Biorąc pod uwagę inflację, siła nabywcza zarabianych przez Włochów pieniędzy cofnęła się do poziomu z 1999 r., a więc o 15 lat.

Za to państwo, by funkcjonować, wraz z postępującym kryzysem i spadającą produkcją wszystkiego zadłużało się horrendalnie. Dług publiczny jeszcze w 2008 r. wynosił 1 bln 671 mld euro, a obecnie 2 bln 166 mld i stale rośnie. W stosunku do kurczącego się stale PKB to wzrost ze 106 proc. do 133 proc. Obsługa tego długu kosztuje Italię rocznie 90–100 mld euro, czyli więcej, niż wynosi PKB Węgier. To jedna z przyczyn, dla których Włosi muszą płacić horrendalne podatki i tak trudno im wyjść z kryzysu.

Fatalna i stale pogarszająca się sytuacja nie pozostała bez wpływu na wyniki wyborów parlamentarnych w ubiegłym roku. Zdesperowani Włosi, wściekli na swoją śmiertelnie skłóconą, niezmieniającą się od 20 lat klasę polityczną i niewydolną kadrę kierowniczą, plagę korupcji, oddali 25 proc. głosów na Ruch 5 Gwiazd populistycznego krzykacza, komika Beppe Grillo, który obiecał wysłać tych wszystkich ludzi do domu.

W tym roku, gdy przyszło do wyborów do Parlamentu Europejskiego, przy niemal 60-proc. frekwencji aż 41 proc. głosów otrzymał dynamiczny, młody Matteo Renzi (39 l.), od grudnia 2013 r. szef lewicowej Partii Demokratycznej, a od lutego tego roku premier. Tak efektownego zwycięstwa nie odniósł żaden włoski polityk i żadna partia od 60 lat.

Jak wynika z sondaży, Włosi głosowali nie na partię, której mają też serdecznie dość, lecz na Renziego. Socjologowie tłumaczą sukces splotem różnych przyczyn: rozczarowaniem kabaretowymi poczynaniami Grillo, charyzmą i urokiem Renziego, a przede wszystkim nadzieją, że radykalnymi strukturalnymi reformami, które obiecał przeprowadzić, wyciągnie Włochy z zapaści, dokona tak potrzebnej kadrowej wymiany pokoleniowej we wszystkich instytucjach państwowych i publicznych (powołał najmłodszy rząd w Europie z połową kobiet) i stworzy miejsca godnej pracy dla młodych ludzi.

Podkreślają, że wielka popularność Renziego, o którym się mówi „włoski Blair" albo „Berlusconi lewicy", wynika z rozbudzonych nadziei na zmianę, ale i z desperacji wywołanej naprawdę dramatyczną sytuacją kraju i Włochów każdego z osobna. Tyle że już zaczynają się pojawiać oznaki zniecierpliwienia i oskarżenia, że na razie rządy Renziego polegają wyłącznie na składaniu deklaracji i wielu sprytnych chwytach PR.

Macocha z północy

Równocześnie przez lata entuzjastycznie nastawieni do Unii Włosi w tej chwili jak jeden mąż za ponurą sytuację w sporej części obwiniają Brukselę, a szczególnie Niemcy.

Jeszcze kilka lat temu karykatura Angeli Merkel z wąsikiem i w mundurze SS w prawicowej prasie budziła na ogół oburzenie, szczególnie na lewicy. Dziś powszechnie się mówi, że niemiecka kanclerz w czasie kryzysu okazała się dobrą matką dla Niemiec i bogatych krajów północnej Europy, ale dla Włoch była i jest złą macochą. Chodzi naturalnie o wymuszenie na Italii drakońskiego rygoru finansowego, co pozwoliło zbilansować księgi rachunkowe, ale doprowadziło włoską gospodarkę do katastrofy i sprawiło, że kredyt bankowy stał się w tym kraju marzeniem ściętej głowy.

Pogląd, że przyjęcie przez Italię euro było katastrofalnym błędem, jeszcze dwa lata temu uważany przez włoskie elity i lewicę za herezję godną stosu, ugruntowuje się. Dziś przeważa opinia, że gdyby nie fatalne finansowe konsekwencje, wygodniej byłoby wrócić do lira. Pojawiają się wyliczenia, że na kryzysie i wprowadzeniu euro zyskały tylko Niemcy, co nieuchronnie pociąga za sobą lawinę teorii spiskowych, zgodnie z którymi w ten sposób Berlin świadomie zdominował finansowo i gospodarczo Europę. Ma się rozumieć, kosztem Italii.

Włosi, wygodnie zapominając o własnych przewinach – zadłużenie, korupcja, drogi, niewydolny aparat państwa i służby zdrowia, endemiczne unikanie podatków – z lewa i prawa doradzają Renziemu: trzeba w tej Unii zrobić porządek! Trzeba pojechać do Brukseli i do Berlina i walnąć pięścią w stół!

Ponure dane ISTAT o dramatycznie poszerzającym się obszarze biedy radykalizują te poglądy i ustawiają Renziemu poprzeczkę coraz wyżej. Obiecywał ważną reformę co miesiąc, zapowiadał, że przekona Merkel i Unię do poluzowania gorsetu finansowego rygoru. Reformy strukturalne i konstytucyjne się ślimaczą. W Brukseli i Berlinie poklepali Renziego po plecach, ale nie osiągnął nic. Teraz prosi o 1000 dni zaufania. Wcale nie jest pewne, czy zdesperowani i biedniejący Włosi będą mieli siłę i cierpliwość, by czekać tak długo. ?

Co szósty mieszkaniec Włoch żyje w biedzie, co dziesiąty w nędzy, a bezrobocie i dług publiczny rosną – alarmuje Narodowy Instytut Statystyczny ISTAT. Od kilku lat bada on biedę, kompleksowo biorąc pod uwagę wiele kryteriów.

Rodziny (lub osoby samotne), które mają zasadnicze i rosnące trudności z uregulowaniem podstawowych opłat (czynsz, prąd, gaz, telefon), kupnem leków, odzieży i pożywienia, uważane są za biedne. Te, których na to nie stać – za żyjące w nędzy.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019