Myśliwiec F-35. Najdroższy latający pechowiec

Myśliwiec F-35 uchodzi za cud techniki. Tyle że konstrukcja wciąż nie może osiągnąć pełnej gotowości.

Aktualizacja: 02.08.2014 14:05 Publikacja: 02.08.2014 14:00

W wielkim hangarze bazy lotniczej w teksańskim Fort Worth rozlega się głośna rockowa muzyka, błyskają reflektory. Opada kurtyna i oczom widzów ukazuje się kanciaste cielsko dumy sił zbrojnych Australii. Każde przekazanie odbiorcom supermyśliwca F-35 Lightning II, najnowszego dziecka amerykańskiego przemysłu lotniczego, jest bardzo uroczyste, a pokazy są reżyserowane niczym sceny z hollywoodzkiej superprodukcji.

Zorganizowana w ubiegły poniedziałek impreza miała pokazać światu, że mimo „drobnych problemów" program produkcji myśliwca piątej generacji postępuje naprzód i doceniają to także sojusznicy, którzy już dawno zamówili swoje maszyny. Tak jak Australijczycy, którzy chcieliby ich mieć aż sto (potwierdzili zamówienie 72 sztuk). Wcześniej swoje pierwsze maszyny testowe otrzymali już Brytyjczycy i Holendrzy.

(Kliknij, aby powiększyć)

Cud techniki wojskowej

W chwili zamawiania owego cudu techniki nikt nie widział go jeszcze na oczy. Do jego zalet przekonywali polityków marketingowcy z Lockheeda Martina wspierani przez armię lobbystów, a nawet dyplomatów. Byli chyba dość wymowni, skoro udział w kosztownym programie konstrukcji i produkcji nowego myśliwca (Joint Strike Fighter, JFS) oprócz USA zadeklarowało z czasem osiem państw: Wielka Brytania, Australia, Dania, Norwegia, Włochy, Holandia, Turcja i Kanada.

Pomysł zbudowania uniwersalnego, naszpikowanego elektroniką do granic możliwości samolotu bojowego piątej generacji wydawał się atrakcyjny. Samolot miał spełniać wymogi wszystkich rodzajów sił zbrojnych, być myśliwcem, maszyną wsparcia, wykonywać misje bombowe, prowadzić walkę elektroniczną, a do tego startować pionowo i zdobywać przewagę w walkach powietrznych. To, że ma być niewidzialny dla radarów i „czuć" wszystko wokół za pomocą setek czujników i kamer, dzisiaj jest oczywistością.

Przewidziano trzy wersje samolotu. Podstawowa to ?F-35A, która w ciągu najbliższych kilku lat ma stopniowo zastępować wysłużone F-16 i A-10 Thunderbolt. Z kolei wersje oznaczone literami B i C są samolotami pionowego startu, które mają zastąpić brytyjskie harriery. Otrzymają je Korpus Piechoty Morskiej USA oraz brytyjski RAF i Królewska Marynarka Wojenna. Wersja C ma być podstawowym modelem dla US Navy.

Dla nabywców i użytkowników samolotów oferta brzmiała interesująco: łatwiej jest serwisować jeden model maszyny niż kilka, zwłaszcza że 80 proc. części zamiennych i uzbrojenia pasuje do wszystkich jego wersji. Problemem okazała się jedynie zaporowa cena – 150 mln dolarów. Potem wzrosła nawet do 200 mln, ale nabywcy pocieszają się, że w produkcji seryjnej będzie taniej. Zwłaszcza jeśli montażu podejmą się także inne kraje (Turcja, Japonia, Izrael). Tyle że potencjalni producenci domagają się prawa do modyfikowania oprogramowania systemów sterujących i urządzeń pokładowych. Amerykanie nie palą się jednak do tego, bo najcenniejszą częścią samolotu jest właśnie jego futurystyczny software (podobno jego wykradzenie stało się punktem honoru chińskich hakerów).

Pilot po założeniu hełmu z wyświetlaczem czuje się tak jakby grał w futurystyczną grę komputerową. Nie tylko ma przed oczami wszystkie dane, ale też za pomocą kamer „widzi" przez swój samolot, jakby był on całkowicie przezroczysty, we wszystkich kierunkach.

Długa lista usterek

Niestety, na to, by producent wypełnił wszystkie te obietnice, trzeba jeszcze poczekać. Liczba wykrywanych błędów i niedoróbek wywołuje ból głowy zarówno dostawców, jak i zamawiających. Być może dlatego na uroczystość do Fort Worth nie pofatygowali się premier Australii Tony Abbott i jego minister obrony David Johnston. Dobrze wiedzą, iż ich właśnie odebrane dwa samoloty nieprędko pojawią się pod Krzyżem Południa. Oficjalnie dlatego, że mają służyć do szkolenia australijskich pilotów. Nieoficjalnie: bo wciąż nie są gotowe do wykonywania misji bojowych.

Australijczycy nie są jedynymi, którzy okazują niecierpliwość z powodu wiecznych problemów z myśliwcem Błyskawica. Na dostawy czekają wszyscy udziałowcy programu JFS. Zakup rozważają wciąż Japonia i Korea Południowa, a zmodyfikowaną i wyposażoną we własne uzbrojenie wersję chce mieć Izrael. Wiosną tego roku pojawiły się pogłoski, że zakupem nawet 60 sztuk F-35 mogłaby być w przyszłości zainteresowana także Polska.

Zbudowano już 97 egzemplarzy, ale żaden nie jest jeszcze w pełni gotowy do służby. Mimo że program JFS rozpoczął się w 1995 r., a pierwszy prototyp oblatany został w 2006 r., nadal trwają testy i wyznaczane są kolejne nieprzekraczalne terminy. Niemal symbolem problemów jest fakt, że F-35 musi... unikać burz, bo prawdziwa błyskawica mogłaby zapalić zbiornik paliwa.

To, że w trakcie produkcji nowego typu samolotu wojskowego pojawiają się usterki, jest rzeczą naturalną, jednak zdaniem ekspertów w przypadku F-35 limit możliwych pomyłek powinien już dawno zostać wyczerpany. Winslow Wheeler, ekspert Kongresu USA, twierdzi, że w przypadku F-35 popełniono błędy konstrukcyjne, a liczba jego awarii jest już znacznie większa niż liczba usterek zanotowanych w czasie wprowadzania do służby F-16 albo F-18. Z kolei autorzy z pisma fachowego sił powietrznych USA „Air and Space Power" twierdzą, że pod pewnymi względami (np. zwrotność) F-35 może być  słabszy od poprzedników.

Coraz drożej

Na domiar złego w ciągu ostatniej dekady koszty całego programu JFS wzrosły o 70 proc. (z planowanych początkowo 233 mld do prawie 400 mld dolarów), a z powodu kłopotów ekonomicznych część krajów uczestniczących w programie ograniczyła zamówienia. Nawet rząd USA planujący zakup 2443 sztuk zredukował zamówienie o ok. 400. Inni – np. Duńczycy – w ogóle nie potrafili się zdecydować na złożenie wiążącego zamówienia. Z kolei Australijczycy nie mogli dłużej czekać i musieli kupić 24 inne samoloty (F-18), bo ich stare maszyny przestawały się już nadawać do użytku, a wyczekiwanego z utęsknieniem myśliwca Błyskawica nadal nie było.

Na początku lata wydawało się, że wreszcie wszystko idzie jak trzeba. Wykryte od początku roku usterki udało się usunąć (choć nie dotyczy to błędów konstrukcyjnych, jak np. zbyt małej siły nośnej w czasie pionowego lądowania). Inne wady są pod kontrolą, co oznacza, że zostaną wyeliminowane w produkcji.

Demonstracją końca kłopotów miał być udział F-35 w tegorocznych targach lotniczych w brytyjskim Farnborough. Niestety, złe fatum nie opuszcza Błyskawicy – z powodu pożaru silnika jednej z maszyn podczas lotu próbnego na Florydzie Lockheed Martin zdecydował się na uziemienie wszystkich 92 gotowych samolotów. To już trzeci taki przypadek w ciągu półtora roku.

Na blamaż nie pomogło ani szybkie odwołanie zakazu lotów, ani pokazowe przekazanie nowych samolotów Holendrom i Australijczykom. Do bazy Eglin, gdzie zdarzył się wypadek, udał się sam sekretarz obrony USA Chuck Hagel, który oczywiście zapewnił, że „ten myśliwiec jest przyszłością naszych sił zbrojnych".

Dla Amerykanów to kwestia prestiżu, a wszyscy udziałowcy programu budowy myśliwca przyszłości zainwestowali już zbyt dużo, by się z niego wycofać. Pocieszeniem mogą być dla nich słowa ekspertów przypominających, że w historii techniki wojskowej było już wiele konstrukcji, które po „bólach wieku dorastania" osiągały w końcu pełną dojrzałość.

W wielkim hangarze bazy lotniczej w teksańskim Fort Worth rozlega się głośna rockowa muzyka, błyskają reflektory. Opada kurtyna i oczom widzów ukazuje się kanciaste cielsko dumy sił zbrojnych Australii. Każde przekazanie odbiorcom supermyśliwca F-35 Lightning II, najnowszego dziecka amerykańskiego przemysłu lotniczego, jest bardzo uroczyste, a pokazy są reżyserowane niczym sceny z hollywoodzkiej superprodukcji.

Zorganizowana w ubiegły poniedziałek impreza miała pokazać światu, że mimo „drobnych problemów" program produkcji myśliwca piątej generacji postępuje naprzód i doceniają to także sojusznicy, którzy już dawno zamówili swoje maszyny. Tak jak Australijczycy, którzy chcieliby ich mieć aż sto (potwierdzili zamówienie 72 sztuk). Wcześniej swoje pierwsze maszyny testowe otrzymali już Brytyjczycy i Holendrzy.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021