Kilka tygodni temu opozycjoniści z Nowosybirska postanowili zorganizować „Marsz na rzecz federalizacji Syberii". Aktywiści od lat domagają się większych praw dla najbogatszego regionu Rosji (na Syberii wydobywa się m.in. ropę i złoto). Chcą, by większość dochodów, które generują tamtejsze przedsiębiorstwa, pozostawała w lokalnym budżecie. Obecnie aż 80 procent tych pieniędzy trafia bezpośrednio do Moskwy.
Informacja na ten temat została szybko usunięta ze wszystkich portali informacyjnych, ponieważ rosyjskie władze dopatrzyły się w działaniach syberyjskich opozycjonistów znamion separatyzmu. Mimo to o większe uprawnienia odważyli się upomnieć również mieszkańcy Uralu, Kubania i Kaliningradu, którzy wyszli w niedzielę na ulice z hasłem „Wystarczy już karmienia Moskwy".
– Zainspirowani postulatami Moskwy, która martwi się o interesy ukraińskich regionów, mieszkańcy rosyjskich regionów postanowili zadbać o swoje prawa – mówi „Rz" Boris Biejlinson z rosyjskiego centrum obrony praw człowieka OWD-Info.
– Dbając o federalizację Ukrainy, rosyjskie władze ewidentnie zapomniały, czym jest Federacja Rosyjska i jakie prawa mają jej mieszkańcy – dodaje. Jak twierdzi, Rosja jest federacją jedynie na papierze, ponieważ państwem zarządza twarda ręka Moskwy, która traktuje inne regiony wyłącznie jako kolonie.
Rosyjskie służby na wszelkie sposoby dążyły do stłumienia tej inicjatywy i odniosły sukces. Najliczniejsza demonstracja odbyła się w Nowosybirsku, gdzie na główny plac miasta wyszło zaledwie kilkadziesiąt osób. Organizatorzy akcji nie dotarli na miejsce, ponieważ zostali zatrzymani pod zarzutem „ekstremizmu".