Szpica, czyli brygada złożona z 4–5 tys. żołnierzy zdolna w krótkim czasie obronić Polskę i republiki bałtyckie przed atakiem ze Wschodu, miała być gotowa dopiero w 2016 r. Agresywna polityka Kremla skłoniła jednak NATO do szybszego działania.
– Od początku roku samoloty NATO 400 razy starały się przechwycić rosyjskie samoloty, które pogwałciły granice sojuszu – przyznaje jego sekretarz generalny Jens Stoltenberg. Ministrowie spraw zagranicznych paktu postanowili więc we wtorek, że pierwsze jednostki błyskawicznego reagowania będą gotowe za dwa, trzy miesiące. Utworzą je żołnierze niemieccy, holenderscy i norwescy zdolni w ciągu dwóch dób wylądować na terenie wschodniej flanki NATO. Tu powinna na nich czekać broń, amunicja i ciężki sprzęt bojowy. – Wyprzedzamy harmonogram – chwali się Stoltenberg.
Tyle że nowe jednostki będą skromne: mowa zaledwie o kilkuset żołnierzach. To o wiele za mało, aby odeprzeć siły, jakie w bardzo krótkim czasie Kreml zdołał zmobilizować, zajmując Krym.
Na tym nie koniec kłopotów. Budowa pełnej brygady błyskawicznego reagowania napotyka coraz większe trudności. Głównie z powodu radykalnego ograniczenia wydatków na obronę przez europejskich sojuszników.
5 tysięcy żołnierzy NATO ma być gotowych w 2016 r. do wylądowania w ciągu 48 godzin w Polsce