Japońska firma TEPCO, operator zniszczonej w wyniku tsunami z 2011 roku elektrowni w Fukushimie poinformował w poniedziałek o niebezpiecznym poziomie promieniowania, jakie zanotowano w reaktorze numer jeden. 9,7 siwerta na godzinę wystarczy, by zabić człowieka w ciągu 60 minut.
Groźne promieniowanie
Dla porównania podczas przejazdu 14,3-kilometrowego odcinka autostrady Joban w odległości 6 kilometrów od Fukushimy wymaga ekspozycji na 5,5 mikrosiwertów na godzinę. Podczas przejazdu trasy ze średnią prędkością 70 km/h naukowcy przyjmują, że człowiek przyjmie dawkę 0,2 mikrosiwerta, równowartość ok. 1/300 zwykłego prześwietlenia klatki piersiowej. To 48,5 mln razy mniej niż promieniowanie obecnie obserwowane w reaktorze nr 1.
Dane o promieniowaniu zebrał w piątek zdalnie sterowany robot, którego TEPCO wysłało w samo centrum zagrożenia. Robot działał jak filmowy transformers, potrafił zmieniać kształt w zależności od terenowych przeszkód, pokładano w nim spore nadzieje. Niestety, zdążył przebyć 2/3 planowanego dystansu i odmówił posłuszeństwa po 3 z 10 planowanych godzin pracy. Wcześniej zarejestrował promieniowanie na poziomie od 7 do 9,7 siwerta na godzinę w zachodniej części pierwszego piętra reaktora. Temperatura pomieszczeń wynosiła od 17,8 do 20,2 stopni Celsjusza.
Pierwsza misja robota
Maszyny na razie nikt nie planuje wydobywać. Można go było obsługiwać zdalnie, jednak i tak do obsługi operator zapewnił ośmioro swoich ludzi i 36 pracowników wynajętych od podwykonawców. Maksymalna dawka promieniowania zarejestrowana na ich urządzeniach osiągnęła 1,73 milisiwerta. Średnio rocznie człowiek przyjmuje z naturalnych źródeł promieniowania na Ziemi ok. 2,4 mSv, a ze sztucznych 1,1 mSv. Katastrofa w Czarnobylu miała przynieść ze sobą dodatkowo ok. 0,3 mSv na każdego mieszkańca Polski.
Robot-transformers miał przebyć około 20 metrów w ciągu swojej pierwszej misji. Rozpoczął przed południem o 11:20 w piątek, skończył o 14:10. Według nagrania z kamery na nim zamontowanej udało mu się pokonać wejście do piwnicy zbiornika reaktora. Tam według założeń naukowców znajduje się stopione paliwo sprzed czterech lat. Przedstawiciel TEPCO poinformował, że pierwsze badanie nie napotkało na poważniejsze przeszkody, które mogłyby zastopować następne próby dotarcia dalej w głąb reaktora numer jeden. I to wreszcie jest dobra wiadomość, która przynajmniej nie zabija po 60 minutach.