Latem 1989 mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy ze zdziwieniem przyglądali się kolejnym przybyszom z NRD zasilającym kolejkę przed konsulatem RFN na Dąbrowieckiej. Choć w Polsce stary system chylił się ku upadkowi, a od czerwca na czele rządu stał Tadeusz Mazowiecki pierwszy w bloku wschodnim niekomunistyczny premier, wielu Polakom NRD wciąż kojarzyła się ze względną zamożnością. Z kolei z punktu widzenia Niemców czekających pod płotem ambasady RFN, ucieczka do zachodnich Niemiec przez Polskę czy inne kraje bloku, w których odwilż trwała w najlepsze, to była okazja, która mogła się nie powtórzyć.
Wspomnienia? Trabanty za bezcen
Od lata do końca października 1989 roku przewinęło ich się przez samą Saską Kępę ok. 6 tysięcy, a w całej nie-radzieckiej części bloku wschodniego - kilkadziesiąt tysięcy osób z NRD. Po warszawskiej Pradze krążą do dziś opowieści o Niemcach zostawiających na Walecznych czy Dąbrowieckiej swoje samochody i skaczących przez ogrodzenie konsulatu. Mieszkańcy wspominają, jak tanio można było wtedy odkupić od nich prywatne auta, którymi przyjechali do Warszawy, a których zabrać ze sobą nie mogli: - Trabanty szły za góra 500 marek, łady czy skody były nieco droższe - takie relacje przewijają się w opowieściach. Część aut Niemcy po prostu zostawiali - reporter „Gazety Wyborczej" naliczył ich raz w okolicy Dąbrowieckiej ok. 30.
Mieszkańcy Warszawy nieinteresujący się bezpośrednio Niemcami mają nieco mniej spektakularne wspomnienia. Był to czas, w którym w niemieckim konsulacie działo się tak wiele, że obecność uciekinierów z NRD nie była tym, co szczególnie zwracało uwagę. Obywatele NRD momentami niknęli na tle drugiej ogromnej kolejki przed ambasadą, w której stali Polacy przyjeżdżający do konsulatu z całego kraju starając się o wizy do RFN. Wokół niej wytworzył się wtedy cały mini-przemysł obsługujący ruch wizowy: staczy kolejkowych, przepychaczy, sprzedawców posiłków, załatwiających lokum...
- Biznes ten prowadziła grupa mieszkańców Saskiej Kępy, z nimi też związane są niektóre historie z niemieckimi samochodami: grupa, która zajmowała się wizami, przejęła kilka aut na numerach z NRD. Samochody te stały potem jakiś czas na Walecznych i zostały zabrane - wspomina w rozmowie z Deutsche Welle Jerzy Gumowski, warszawski fotoreporter mieszkający trzy ulice od dawnego niemieckiego konsulatu.
Jak podkreśla, Niemcy z NRD i Polacy aplikujący o wizy stali w dwóch oddzielnych kolejkach. Niemcy przepuszczani byli priorytetowo i widać było, że obsługa konsulatu stara się otoczyć ich jak najlepszą opieką.