– To na pewno nie ostatni atak na Tunezję. Zagrożenie z Libii przenosi się do naszego kraju – mówi „Rz" Ahmed Abderrauf Unajes, emerytowany dyplomata, były szef tunezyjskiej dyplomacji.
Po południu mówiono o kilkudziesięciu zabitych, w tym co najmniej 28 napastnikach. Zginęło też siedmiu cywilów oraz około dziesięciu żołnierzy i funkcjonariuszy różnych służb mundurowych, a wśród nich, jak podawał portal telewizji CNN, jeden z dowódców jednostki antyterrorystycznej.
Bitwa rozegrała się w Ben Kerdan, ostatnim miasteczku przed przejściem granicznym z Libią. W odległości 100 km po drugiej stronie granicy jest miasto Sabrata, pod którym znajdują się obozy szkoleniowe tzw. Państwa Islamskiego (jeden z nich amerykańskie lotnictwo zbombardowało w połowie lutego).
Zachodnie media unikały jednak wczoraj nazywania napastników terrorystami (używały raczej określenia „bojownicy"). Przede wszystkim dlatego, że długo nikt się do ataku nie przyznawał. Poza tym pewnie też ze względu na to, że celem była armia, a nie cywile, zwłaszcza zagraniczni turyści.
W zeszłym roku terroryści z tzw. Państwa Islamskiego przeprowadzili dwa spektakularne zamachy, w których zginęli obcokrajowcy – jeden na zwiedzających najważniejsze stołeczne muzeum, drugi na plażowiczów w Susie. Przygotowano je w libijskiej Sabracie.