Według amerykańskiego ośrodka analitycznego Stratfor z Syrii do Rosji wróciła ponad jedna czwarta samolotów biorących udział w walkach. Na ich miejsce poleciały za to helikoptery.
– To świadczy o tym, że intensywność walk się zmniejszy, ale ataki (sił rządowych) będą trwały, jednak na mniejszą skalę. Wspierane oczywiście przez nasze siły lotnicze – powiedział „Rzeczpospolitej" moskiewski analityk wojskowy Aleksandr Chramczichin.
– Konflikt wchodzi w fazę długotrwałych walk – dodał.
Na ziemi i w powietrzu
Niespodziewanie dla wszystkich prezydent Władimir Putin zapowiedział 14 marca wycofanie rosyjskich sił z Syrii, które od września 2015 roku brały tam udział w walkach. Większość z nich stanowiło lotnictwo, dzięki któremu siły rządowe zaczęły brać górę w walkach, przede wszystkim z oddziałami demokratycznej opozycji.
Amerykański prywatny ośrodek wywiadowczy Stratfor dokonał analizy zdjęć satelitarnych zrobionych już po ogłoszeniu wycofania się przez Rosjan. Amerykanie doszli do wniosku, że Kreml w ogóle nie zamierza wycofywać części swoich samolotów, głównie Su-30 i Su-35. – To maszyny stanowiące część obrony przeciwlotniczej bazy (Hmeimim pod Latakią). Nikt nie obiecywał jej likwidacji, wręcz przeciwnie, jej infrastruktura potrzebuje obrony – powiedział Chramczichin. Wcześniej już Rosjanie zapowiedzieli, że na miejscu pozostają ich najnowocześniejsze systemy przeciwlotnicze S-400, które stanowią zagrożenie dla lotnictwa tureckiego, gdyby chciało ono atakować cele w Syrii.