I choć nazwy państw, z których mieli się wedrzeć separatyści na teren Białorusi, to Wiesbaria i Lubenia, nie ma wątpliwości, że fikcyjnie zaatakowali oni to państwo z terytorium Litwy oraz Polski. Oficjalnie w manewrach tych bierze udział 12,7 tys. żołnierzy. Ćwiczenia te nie są zatem największe ani tym bardziej organizowane z największym rozmachem.
Dlaczego zatem Szwecja stawia na nogi swoje wojska (rozpoczęły się ćwiczenia Aurora) a Sojusz Północnoatlantycki kieruje wszystkie urządzenia wywiadu elektronicznego, monitorujące przestrzeń powietrzną i morską, a także systemy satelitarne właśnie na ten skrawek Europy. Jestem przekonany, że też nie przez przypadek akurat teraz wojska amerykańskie przerzucają do Polski wojska pancerne (przez port w Gdańsku, który dotychczas nie był testowany w taki sposób).
Po pierwsze dlatego, że Rosjanie i Białorusini celowo podają taką, a nie inną liczbę ćwiczących żołnierzy. Chodzi o to, aby nikt niepowołany nie mógł się dokładnie przyjrzeć, w jaki sposób ćwiczą rosyjsko-białoruskie armie. Z Polski oficjalnie obserwuje je na miejscu tylko dwóch oficerów. To zaś powoduje spekulacje o rzeczywistym udziale rosyjskich żołnierzy w tych testach. Niektórzy analitycy mówią nawet, że w Rosji ćwiczy teraz około stu tysięcy wojskowych.
Po drugie, bo ćwiczeniom wojskowym towarzyszy potężny test odporności państwa. W tym samym czasie urzędnicy, a także inne służby mundurowe ćwiczą reakcję na sytuacje kryzysowe. Najpewniej nie bez powodu w ostatnich dniach w Rosji miało miejsce kilkadziesiąt alarmów bombowych, których efektem była ewakuacja ludności cywilnej. Można odnieść wrażenie, że Rosja – przy okazji manewrów wojskowych – organizuje test przygotowujący społeczeństwo do wojny totalnej.
Jaka jest rzeczywista skala prowadzonych na wschodzie działań, i tak nie będziemy wiedzieli. Rosjanie pokażą tylko to, co będą chcieli, bo od lat uchodzą za mniej lub bardziej prawdziwego mistrza maskirowki (kamuflażu). Najpewniej w telewizji jednak zobaczymy sunącą po wodzie flotę, lecące samoloty i przykurzone czołgi. Warto jednak obserwować czy jednocześnie Rosja wzmacnia swoje siły w Donbasie.