Dla kraju, który polega na turystyce, wizerunek na świecie jest bezcenny. Dlatego tak druzgocące są dla Chorwacji wnioski kompleksowego raportu, jaki zespół organizacji pozarządowych przekazał komisarz UE ds. azylu Ylvie Johansson.
Jego autorzy przez cztery lata badali losy 13 tys. osób, które wybrały tzw. szlak bałkański, aby przedostać się nielegalnie do zachodniej Europy. Tu barierę właściwie nie do pokonania napotkali na granicy między Chorwacją oraz Bośnią i Hercegowiną. Chorwacka straż wbrew międzynarodowym konwencjom sięga bowiem do niezwykle brutalnych metod, byle powstrzymać przyjezdnych. Świadkowie mówią o „odrzucaniu" imigrantów, ich zastraszaniu, odbieraniu własności, odmowie rozpatrzenia wniosków o azyl.
– Sytuacja jest tu rzeczywiście wyjątkowo drastyczna – potwierdza „Rzeczpospolitej" Gerald Knaus, autor paktu między Niemcami i Turcją, który pozwolił na rozładowanie kryzysu migracyjnego w 2015 r.
Wywodząca się z postkomunistycznej Lewicy niemiecka eurodeputowana Cornelia Ernst uważa, że „za takie zbrodnie kraj członkowski powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności". Czy to oznacza, że Chorwacja może zostać objęta procedurą z art. 7 w sprawie praworządności, jak to się stało z Polską i Węgrami, nie wiadomo.
Wraz z nadejściem zimy, a także z powodu pandemii los odrzuconych przez Chorwatów imigrantów jest w każdym razie wyjątkowo trudny. Około 5 tys. z nich koczuje w Bośni i Hercegowinie, często w obozach pozbawionych podstawowych warunków sanitarnych, jak np. w Lipie.