Reklama
Rozwiń
Reklama

Cyberatak zamiast nalotu

Agresja w cyberprzestrzeni staje się nieodłącznym elementem wojny

Publikacja: 05.02.2010 00:50

Izraelskie naloty na Strefę Gazy

Izraelskie naloty na Strefę Gazy

Foto: AFP

– Następny konflikt rozpocznie się od cyberataku – przekonywał kilka dni temu w San Diego amerykański admirał James Stavridis. Wtóruje mu coraz więcej wojskowych.

Przed rosnącym zagrożeniem zmasowanymi cyberatakami ostrzega w najnowszym biuletynie amerykański Departament Obrony. „Narzędzia, którymi posługują się hakerzy, są coraz tańsze, a ich umiejętności coraz bardziej wyrafinowane” – wylicza przyczyny. Wczoraj do ekspertów ostrzegających przed cyberwojną dołączył Międzynarodowy Instytut Spraw Strategicznych (IISS) w Londynie. W dorocznym biuletynie stwierdził, że nowe konflikty zbrojne będą się zaczynać od cyberataków.

– To nie dziwi. Przed wiekami, gdy nie było samolotów, nikt nie przypuszczał, że na niebie też można prowadzić wojnę. Cyberatak to kolejny etap rozwoju działań, które może wykorzystać agresor – mówi „Rz” brytyjski historyk wojskowości, autor wielu książek Iain Dickie. Konsekwencje wbrew pozorom mogą być porównywalne z tradycyjną wojną. – Podczas II wojny światowej atakowano całe miasta. Było dużo ofiar śmiertelnych. Tym razem takich ofiar nie będzie, ale cyberatak może sparaliżować życie codzienne całego kraju – podkreśla.

Cyberagresją można zniszczyć systemy informatyczne sieci energetycznych, banków, wojska. – To doprowadzi do załamania gospodarki. A jeśli hakerzy zaatakują systemy komunikacyjne, dany kraj nie będzie w stanie odpowiedzieć na ewentualną fizyczną agresję wroga. Z powodu braku łączności nawet karetka nie będzie mogła dojechać do chorego – wylicza Dickie.

Kilka dużych cyberataków już miało miejsce. Pierwszy – głośny na cały świat – został przeprowadzony w 2007 r. na instytucje rządowe i media w Estonii. Natychmiast uznano, że to odpowiedź Rosji na usunięcie z centrum Tallina pomnika Radzieckiego Żołnierza. Straty szacowano na dziesiątki milionów euro. W grudniu ubiegłego roku Korea Południowa o cyberatak oskarżyła Phenian, który w ten sposób miał wykraść jej tajne plany obronne.

Reklama
Reklama

– Dokonanie cyberataku jest proste. Nie wymaga ani dużych środków, ani wyrafinowanych umiejętności. Wystarczy, że rząd danego kraju zatrudni kilku informatyków, którzy z odrobiną wiedzy, jak działa Internet i systemy bezpieczeństwa, są w stanie przeprowadzić napaść – mówi „Rz” Michał Adamczyk, redaktor naczelny magazynu „Chip”. Przyznaje, że skutecznej obrony przed takimi atakami na razie nie ma.

Również IISS przyznaje, że rządy nie są na nie przygotowane. – A wystarczyłoby zatrudnić kilku hakerów amatorów. Oni potrafiliby znaleźć słabe strony zabezpieczeń – mówi Dickie.

– Następny konflikt rozpocznie się od cyberataku – przekonywał kilka dni temu w San Diego amerykański admirał James Stavridis. Wtóruje mu coraz więcej wojskowych.

Przed rosnącym zagrożeniem zmasowanymi cyberatakami ostrzega w najnowszym biuletynie amerykański Departament Obrony. „Narzędzia, którymi posługują się hakerzy, są coraz tańsze, a ich umiejętności coraz bardziej wyrafinowane” – wylicza przyczyny. Wczoraj do ekspertów ostrzegających przed cyberwojną dołączył Międzynarodowy Instytut Spraw Strategicznych (IISS) w Londynie. W dorocznym biuletynie stwierdził, że nowe konflikty zbrojne będą się zaczynać od cyberataków.

Reklama
Społeczeństwo
Watykan przekonał Aleksandra Łukaszenkę. Niezłomny ksiądz wyszedł na wolność
Społeczeństwo
Brytyjczycy wybrali słowo roku. „Oddaje ducha 2025”
Społeczeństwo
Oburzająca aukcja w Niemczech. Pod młotek miały trafić pamiątki po ofiarach Holokaustu
Społeczeństwo
Ukraińskie drony zniszczyły nadajnik tajemniczej rosyjskiej stacji radiowej UVB-76, która emitowała tylko brzęczenie
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Społeczeństwo
Rdzenni mieszkańcy Brazylii wdarli się do kompleksu, w którym odbywa się COP30
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama