Maszerują z Hiszpanii, Włoch i Francji. 26 lipca wyruszyli w kierunku Belgii. Jest ich ponad sto osób, ale cały czas dołączają kolejni oburzeni. W Brukseli ma ich być kilka tysięcy.
Zaczęło się od protestów na słynnym Puerta del Sol - jednym z większych placów w Madrycie i miejscu znamiennym: znajduje się tu pomnik niedźwiedzia, symbol miasta. Choć po kilku tygodniach służby miejskie zlikwidowały miasteczko, spontanicznie założone przez demonstrujących przeciwko kryzysowi ekonomicznemu, to już za chwilę protest przybrał nowe oblicze. 25 czerwca młodzi Hiszpanie rozpoczęli miesięczny masz "oburzonych" z Barcelony do Madrytu. Akcja zmobilizowała inne hiszpańskie miasta - Malagę, Sewillę, Saragossę. Ich mieszkańcy dołączyli do wspólnego protestu przeciwko wymuszające oszczędności trudnej sytuacji ekonomicznej, w jakiej znalazła się Hiszpania.
Miesiąc później, 24 lipca już ponad 35 tysięcy młodych Hiszpanów demonstrowało na głównych ulicach Madrytu. Na Passeo del Prado, w ekskluzywnej dzielnicy stolicy, setki ludzi rozbiły obozowisko.
Porozmawiali i poszli na Brukselę
25 lipca zaproszono do niego wiele osobowości i intelektualistów, m.in. noblistę z ekonomii Josepha E. Stiglitza. Podczas jednego z zebrań pojawił się pomysł marszu do Brukseli - wprost przed siedzibę Parlamentu Europejskiego. Już dzień później pomysł został wcielony w życie.
17 września Marsz Oburzonych ma dotrzeć do Paryża. Tam dołączą do nich francuscy zwolennicy i wszyscy razem pójdą na Brukselę.