Okupujący Rynek Główny, którzy rozbili na nim namioty w poniedziałek to bezrobotni, anarchiści, przeciwnicy budowy spopielarni zwłok i ich sympatycy. Protestowali, bo mieli pozwolenie miasta na zgromadzenie publiczne. W dodatku wydano im je aż na tydzień.
Służby miejskie uznały jednak już w środę, że zgromadzenie „uległo samorozwiązaniu", bo gdy skontrolowały, co się dzieje na Rynku, doliczyły się jedynie pięciu protestujących. A zgromadzenie publiczne powinno mieć minimum 15 uczestników. – Część z nas spała w namiotach – twierdzą „oburzeni" i zapowiadają, że protestu nie przerwą. Dalej chcą demonstrować pod hasłem: "Najpierw ludzie, potem zyski!". I domagają się na początek zwolnienia dwóch osób zatrzymanych podczas likwidacji obozowiska.
„Oburzeni" nadal chcą też większego wpływu mieszkańców na decyzje władz, lepszej polityki mieszkaniowej miasta, zaprzestania prywatyzacji edukacji i kultury, a także bezpłatnej komunikacji miejskiej. Ich zdaniem, władze Krakowa nie biorą pod uwagę interesów mieszkańców. – Mamy zgodę na protest do poniedziałkowego popołudnia – twierdzą.