O pół miliarda złotych z Funduszu Pracy na walkę z bezrobociem resort pracy prosi Ministerstwo Finansów już od początku lipca. Ale jak dotąd minister Jacek Rostowski ani na wniosek wysłany prawie cztery miesiące temu, ani na kolejne w tej samej sprawie nie odpowiedział.
– Dostajemy ze Świętokrzyskiej (siedziba resortu finansów – red.) bardzo sprzeczne sygnały. Raz słyszymy, że nic z tego nie będzie. Innym razem, że dostaniemy połowę kwoty, a później znów, że całość. Jednak od tygodnia w ogóle nic nam nie mówią – opowiada jeden z pracowników Ministerstwa Pracy.
– Powinniśmy mieć już w tym tygodniu ostateczną decyzję w tej sprawie – mówi „Rz" Janusz Sejmej, rzecznik prasowy resortu.
Ministerstwu zależy na tych pieniądzach, bo chce za ich pomocą łagodzić skutki jesiennego wzrostu bezrobocia. Choć we wrześniu stopa bezrobocia była taka sama jak w sierpniu i wyniosła 13 proc., to eksperci powszechnie spodziewają się, że były to ostatnie optymistyczne informacje w tym roku. Szacują, że na koniec roku wskaźnik bezrobocia wyniesie między 13,5 a 14 proc. To oznacza, że na bruk dodatkowo trafi ponad 150 tys. osób. Dziś w pośredniakach zarejestrowanych jest ponad 2 mln osób.
Nieoficjalnie mówi się jednak o tym, że resort kierowany przez Władysława Kosiniaka-Kamysza przestał już walczyć o pół miliarda złotych, bo wie, że pośredniaki nie będą w stanie takiej kwoty rozdysponować. – My nie bylibyśmy w stanie w ciągu miesiąca wydać aż 1,5 mln zł, a pewnie tyle byśmy dostali. Z kwotą o połowę mniejszą pewnie byśmy sobie poradzili – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor urzędu pracy w Kwidzynie.