Czterech funkcjonariuszy Zakładu Karnego w Garbalinie wiozło jednego skazanego na prywatne badania do Łodzi, inkasując wyłącznie należność za paliwo. Zrezygnowano z obciążenia więźnia kosztami pracy funkcjonariuszy. – Tak się szasta publicznymi pieniędzmi – utyskują pracownicy więzienia.
Zbigniew K. odbywa karę 12 lat więzienia od 2010 r. Ciążą na nim liczne wyroki za przestępstwa przeciwko mieniu.
W marcu ubiegłego roku K. wystąpił do dyrektora więzienia w Garbalinie, gdzie obecnie odbywa karę, z prośbą o zgodę na gastroskopię w prywatnym centrum medycznym w Łodzi. Argumentował, że jest to badanie zbyt inwazyjne, a „badanie w warunkach więziennych zdecydowanie różni się od powszechnie dostępnych" – uzasadniał we wniosku. Zapewniał też, że „wszelkie koszty związane z badaniem, w tym również koszty konwoju, zostaną przez niego pokryte przed wykonaniem zabiegu w sposób zaproponowany przez zakład karny". Lekarka więzienia jednak zaopiniowała prośbę negatywnie. Powołała się na art. 115 kodeksu karnego wykonawczego mówiącego o tym, że skazanemu odbywającemu karę pozbawienia wolności nie przysługuje prawo wyboru lekarza. A świadczenia zdrowotne udzielane są mu przede wszystkim przez podmioty lecznicze dla osób pozbawionych wolności.
Zbigniew K. po miesiącu ponowił prośbę i choć jego argumentacja się nie zmieniła, ta sama lekarka wyraziła zgodę na badanie prywatne, uznając, że jest to „szczególnie uzasadniony przypadek".
Transport Zbigniewa K. do prywatnej poradni w Łodzi był jak na warunki polskiego więziennictwa niespotykany. Więźnia nowoczesnym VW Crafterem konwojowały cztery osoby: dowódca konwoju, konwojent, kierowca i pielęgniarka.