Bombowe rozwiązanie wójta

- Wójt chce nas zamordować – twierdzi małżeństwo Bodów z opolskiej wsi Wilków. Piszą na niego skargi do prezydenta, premiera, posłów. Wójt nie wytrzymał. Doniósł do prokuratury, że Boda groził zamachem bombowym na szkołę

Aktualizacja: 25.02.2008 02:14 Publikacja: 25.02.2008 02:10

Elżbieta i Mariusz Bodowie wojują ze swoim wójtem

Elżbieta i Mariusz Bodowie wojują ze swoim wójtem

Foto: Rzeczpospolita, BS Bartek Sadowski

– Czy my wyglądamy na terrorystów? – Mariusz Boda z Wilkowa, stateczny mąż, ojciec maturzystki i gimnazjalisty pracujący w dziale logistyki międzynarodowego koncernu we Wrocławiu, pokazuje prokuratorski nakaz przeszukania.

– „Gdyż ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że Elżbieta i Mariusz Boda mogą posiadać materiały wybuchowe bądź broń palną” – cytuje z politowaniem pismo. – Zamachem miałem grozić w lipcu, przeszukanie było w grudniu. Policja nic nie znalazła, bo ja z ostrożności nie kupiłem nawet fajerwerków na święta.

Pół roku od gróźb Mariusza Body, które wójt i prokurator potraktowali z pełną powagą, gimnazjum stoi, jak stało. Choć z postępowania urzędników, prokuratora i policji wcale nie wynika, że zagrożenie było realne.

Najpierw wójt kilka tygodni konsultował się z radnymi i komendantem policji z Namysłowa. Od końca sierpnia, gdy złożył doniesienie, przez półtora miesiąca policja prowadziła dochodzenie, z którego wynikła konieczność przeszukania domu Bodów. Zarządzono je 22 października, ale przeprowadzono dopiero w połowie grudnia.

Bodowie nie wyglądają na terrorystów – niechętnie przyznają i wójt, i prokurator

Bodowie nie wyglądają na terrorystów – niechętnie przyznają i wójt, i prokurator, pytani, czy nie ośmieszyli się swoimi działaniami. – A gdyby jednak to się stało? – odpowiada wójt Zygmunt Szulakowski.

– Zeznania były wiarygodne, zawiadomienie złożył poważny samorządowiec. Nie mogłem nie wszcząć śledztwa, ale brygady antyterrorystycznej nikt do Bodów nie wysłał – tłumaczy prokurator Robert Kaczor z Namysłowa. Nie przeczy, że znalazł się między młotem a kowadłem. Zna tę rodzinę, poczucie krzywdy narasta w nich od lat, i w akcie rozpaczy mogli spełnić groźby. – Tylko że tej krzywdy nikt im nie zrobił – dodaje, wymieniając kilka umorzonych postępowań po doniesieniach Bodów.

A ci żyją jak w oblężonej twierdzy. Są święcie przekonani, że wójt chce zabrać im dom i półhektarową działkę, a ich wsadzić do kryminału. Przyznają jednak, że od 2000 r., gdy skończyli budowę, propozycja odkupienia ich domu czy groźba wywłaszczenia ze strony gminy nie padła. – Strefa tu ma być, spalarnia, biogazownia – gubią się w domysłach. – On tę ziemię musiał komuś obiecać.

Twierdzą, że to dlatego złośliwie pozbawił ich prądu. Bo jak inaczej nazwać propozycję, by zelektryfikowali pół wsi, prowadząc linię od odległego o kilkaset metrów słupa, choć inny stoi tuż pod ich domem? – To dziesiątki tysięcy złotych – mówi Elżbieta Boda. Nie wierzy w to, co im napisała firma energetyczna, która wyliczyła koszty na ok. 1200 zł. – Od czterech lat mamy prąd z agregatu na ropę.

Bodowie opowiadają dalej, że latem z kolei wójt chciał zatruć im wodę. Kazał sąsiadowi odkopać rurę prowadzącą do ich domu. Przez miesiąc z kranów leciały opiłki metalu – twierdzą. To właśnie gdy na kontrolę przyszli gminni urzędnicy, Mariusz Boda miał grozić, że wysadzi szkołę. – To zabrzmiało jak ślubowanie – urzędnicy opowiadali potem wójtowi, że sami się przestraszyli stanowczego tonu Body.

Wójt Szulakowski, gdy dowiedział się w lipcu, że zatruwa wodę, którą pije 5000 mieszkańców gminy, miał już wtedy wszystkiego dość.

– Tylko w zeszłym roku przyszło od Bodów 56 skarg na mnie. Od lat piszą wszędzie, gdzie się da: do prezydenta Polski, premiera, ministra sprawiedliwości, MSWiA, posłów, marszałków województw, senator Krystyny Bochenek, urzędów miejskich w Płocku, Sulejówku, Ustce, Piotrkowie, Wałbrzychu – przerzuca pisma w opasłym segregatorze. – Samorządowcy z daleka pytają, co ja tu wyrabiam, a ci z okolicy śmieją się ze mnie.

Dziś wójt przyznaje, że dał się Bodom uwikłać w absurdalną sytuację. Wciąż nie rozumie, czego od niego chcą. Potwierdza, że konflikt się zaczął, gdy zakład energetyczny zmienił zasady przyłączenia prądu do ich domu. – Ale ja nic do tego nie mam – załamuje ręce. – Energetyka zaproponowała Bodom prąd z innego miejsca, bo sąsiedzi się nie zgadzali, by przekopać ich działki pod kabel od pobliskiego przyłącza.

– Ani spalarni, ani biogazowni, ani magazynów na biopaliwa w sąsiedztwie Bodów nie będzie – zapewnia wójt. – W starym i w nowym planie zagospodarowania ich ziemia nie jest przeznaczona pod inwestycje, lecz pod mieszkaniówkę, o czym ich informowałem. A kiedyś na wiejskim zebraniu nawet powiedziałem, że ten tysiąc złotych dla energetyki z własnej kieszeni za nich zapłacę, żeby święty spokój mieć.

Ale teraz wójt cofa tę obietnicę. Miarka się przebrała, gdy zobaczył porozklejane po wsi plakaty. Rodzina Bodów błagała o ratunek. „Wójt z sitwą namysłowską wykorzystuje władzę, bo narobili przekrętów i chcą nas zniszczyć, przejąć naszą własność, zamordować!!!”.

Zamiast oskarżać Bodów o próbę zamachu bombowego, mógł wtedy zgłosić na policji publiczne pomówienie funkcjonariusza publicznego. – Teraz tego nie wykluczam – zastrzega wójt. – Obywatel ma prawo do skarg, ale nie można tak poniewierać urzędnikiem.

Prokurator Kaczor wkrótce podejmie decyzję o zakończeniu śledztwa. Nie powie, jaką. Ewentualne śledztwo przeciwko wójtowi w sprawie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie byłoby trudne, bo Boda musiałby udowodnić, że podczas kontroli nie powiedział tego, co słyszeli urzędnicy.

Społeczeństwo
Seria zatruć. Powodem rzadka choroba Zalewu Wiślanego?
Społeczeństwo
Child Alert. Poszukiwana jedenastolatka odnalazła się
Społeczeństwo
Psychiatra o zbrodni na UW: Oblaliśmy jako społeczeństwo dwa testy
Społeczeństwo
Imigrant dobry, pod warunkiem, że jest sprawdzony
Społeczeństwo
Najnowsza prognoza pogody na 10 dni. Kiedy wreszcie będzie cieplej?