Tłok na polskich ulicach był dziś taki sam jak zawsze. Opustoszały jedynie niektóre parkingi przed magistratami: prezydenci miast zaapelowali do swoich podwładnych o przyjazd do pracy tramwajem lub rowerem. Szefom nie wypadało odmówić. W Łodzi dzięki karności urzędników dobry dzień mieli rikszarze dowożący ich do magistratu.
Urzędnicy, którzy przyjechali do pracy samochodami, tłumaczyli się niezbyt poważnie. – Kolano mnie boli – powiedział wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski, wysiadając ze służbowego pojazdu. – Jakiś czas temu przeszedłem operację. Nie mogę jeździć komunikacją miejską. Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz–Waltz jechała do ratusza z obrzeży miasta autobusem, przesiadając się dwukrotnie.
Jednak większość Polaków w deszczowy poniedziałek wybrała się do pracy samochodem.
Więcej w "Życiu Warszawy"