Reklama

Serialom mówię tak

Przyznać się do oglądania serialu to jak (za przeproszeniem) puścić bąka w salonie. Gorzej – to jakby się człowiek przyznał‚ że podobają mu się „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej. Totalny obciach. (Toutes proportions gardees: jednak Dąbrowska i „M jak miłość” to kategorie intelektualnie odległe o galaktykę. Może tylko miłość jest dla nich wspólna).

Publikacja: 31.10.2008 00:33

Osobiście nie fascynuję się Dąbrowską‚ ostatnio po lekturze „Dzienników” Anny Kowalskiej jeszcze mniej, ale zdarza mi się zajrzeć do serialu i nie mam zamiaru się tego wstydzić.

Mam słabość do „Na Wspólnej” w TVN‚ a raz na ileś odcinków‚ kiedy akurat nie zapomnę‚ siadam przed „M jak miłość” i uważam ten czas za miło spędzony. Oczywiście wiem‚ że gra aktorów jest papierowa‚ że tasiemcowa akcja jest sztucznie pobudzana nieprawdopodobnymi zniknięciami/odnalezieniami się braci/sióstr/matek/córek itp. Śmieszy mnie‚ że serial dzieje się na kanapie‚ a konflikty rozwiązuje się zawsze lekko‚ łatwo i przyjemnie. Że postacie zarysowane są jednowymiarowo‚ że... zarzuty można mnożyć i nieraz się śmieję z rozdrabnianych na dziesiąte części scen‚ które należałoby rozegrać w jednej chwili.

Ale dajmy spokój zarzutom. Uważam, że polskie seriale (latynoskich telenowel nie znam)‚ przynajmniej te‚ z którymi zdarzyło mi się zetknąć: „Klan”‚ „M jak miłość”‚ „Na Wspólnej”, są jednymi z nielicznych dzisiaj przekazów medialnych‚ które niosą pozytywne wartości. W hierarchii programów rozrywkowych serwowanych przez telewizje naprawdę sytuują się wysoko. Nie ma w nich przemocy‚ chamstwa (to zresztą krytycy uznają za słabość)‚ promują wartości rodzinne‚ są pochwałą zwykłej‚ banalnej codzienności.

Pokazują‚ że trudne sytuacje konfliktowe rozwiązać można rozmową (może aż za bardzo; „muszę z tobą porozmawiać” to jedna z głównych serialowych odzywek). Krew nie ścieka kubłami z ekranu i nie lecą kurwy co drugie słowo.

Nie dziwię się‚ że ludzie lubią siąść przed telewizorem na te pół godziny. Chcą się uspokoić po dniu pracy‚ odpocząć‚ oderwać.

Reklama
Reklama

Nie chcą oglądać brutalnych widowisk‚ gdzie pokazuje się narkomanów‚ alkoholików‚ chaos‚ rozkład‚ dewiacje. Chcą‚ żeby opowiedziano im historię‚ jedną z tych‚ jakie dawały dziewiętnastowieczne powieści‚ których dziś nie wypada ani pisać‚ ani czytać. Siadają przed telewizorem, żeby na chwilę odlecieć w wyidealizowany serialowy świat‚ gdzie wszystko dobrze się kończy.

Sądząc po tym‚ jak aktorów na ulicy zaczepiają ludzie‚ pytając, co słychać u bohaterów‚ udzielając im porad‚ ostrzegając przed zagrożeniami itp.‚ to się udaje. I co w tym złego? Przecież bajki opowiada się właśnie po to‚ żeby ludzie uwierzyli. Co złego w produkcji bajek?

Osobiście nie fascynuję się Dąbrowską‚ ostatnio po lekturze „Dzienników” Anny Kowalskiej jeszcze mniej, ale zdarza mi się zajrzeć do serialu i nie mam zamiaru się tego wstydzić.

Mam słabość do „Na Wspólnej” w TVN‚ a raz na ileś odcinków‚ kiedy akurat nie zapomnę‚ siadam przed „M jak miłość” i uważam ten czas za miło spędzony. Oczywiście wiem‚ że gra aktorów jest papierowa‚ że tasiemcowa akcja jest sztucznie pobudzana nieprawdopodobnymi zniknięciami/odnalezieniami się braci/sióstr/matek/córek itp. Śmieszy mnie‚ że serial dzieje się na kanapie‚ a konflikty rozwiązuje się zawsze lekko‚ łatwo i przyjemnie. Że postacie zarysowane są jednowymiarowo‚ że... zarzuty można mnożyć i nieraz się śmieję z rozdrabnianych na dziesiąte części scen‚ które należałoby rozegrać w jednej chwili.

Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Społeczeństwo
Krzysztof Ruchniewicz: Nie domagam się zwrotu dóbr kultury Niemcom
Społeczeństwo
Młodzi bez łatwiejszego dostępu do psychologa. Andrzej Duda bał się podpaść rodzicom
Społeczeństwo
Śledztwo w sprawie imprezy w Janowie Podlaskim. „Nie doszło do nadużycia”
Społeczeństwo
Zakopane chce nowego podatku od turystów. Projekt trafił do Sejmu
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama