Na parkingu przed jednym z nowych bloków w warszawskiej dzielnicy Kabaty nie ma już prawie samochodów. – Po południu jeszcze parę aut zostanie – mówi pan Edward, ochroniarz pilnujący budynku. – A jutro tu będzie już pusto, bardziej pusto niż w Wigilię.
92 proc. Polaków wybiera się w dniu Wszystkich Świętych odwiedzić groby bliskich – wynika z sondażu GfK Polonia dla „Rz”. Dwie trzecie z nich, by dojechać na cmentarze, gdzie spoczywają prochy najbliższych, musi wyjechać z miejscowości, w której mieszka.
Polska zatem rusza w drogę. A każda podróż ma swoją historię. Niektóre przypominają te, o których czasem z podziwem mówi angielski historyk Norman Davies. Jego zdaniem Polacy są między innymi dlatego tak fascynującym narodem, że losy niemal każdej rodziny nie były zwyczajne. – Jeden mój dziadek leży na cmentarzu pod Głogówkiem na Opolszczyźnie – opowiada Adam, handlowiec z Katowic. – Zginął w 1945 r. Dwa lata wcześniej wcielili go do Wehrmachtu. Wyboru nie miał. A drugi dziadek jest pochowany we Wrocławiu. Był działaczem partii komunistycznej – wspomina.
Inne opowieści już nie są tak pogmatwane. – Na studia dostałam się do Warszawy, choć chciałam do Krakowa – mówi Agnieszka. Za rok będzie magistrem farmacji. Groby jej bliskich zostały tam, gdzie mieszkają rodzice: niedaleko Wielunia. – Wracam tam co roku – wzrusza ramionami zdziwiona, że mogłoby być inaczej.
A mogłoby. Dwie wielkie wojny i pół wieku komunistycznej dominacji rozdzieliły nie tylko żywych Polaków. Wielu z nich odebrały nawet zmarłych.