Przed rozpoczęciem piątkowej corridy w Pampelunie widownia na cześć zmarłego wstała z miejsc. Nikt jednak nie ogłosił z tego powodu w Hiszpanii żałoby narodowej, nikomu nie przyszło do głowy przerwać encierros, które rozpoczęły się w poniedziałek i potrwają do 14 lipca. W porze obiadowej bary w starej części Pampeluny zapełniły się jak w poprzednich dniach obchodów uroczystości ku czci św. Fermina ubranymi na biało-czerwono gośćmi. Piwo i wino płynęły strumieniami.
Przy świątecznym menu biesiadnicy mówili o śmierci Daniela Jimeno, ale tak jak komentuje się wypadek drogowy, którego było się świadkiem w drodze na wakacje. – Szkoda chłopaka, ale wiedział, czym ryzykuje – mówili, zerkając na ekran telewizora, na którym po raz enty z prędkością pędzącego byka rozgrywał się poranny dramat.
[srodtytul]Nie psujmy ludziom zabawy[/srodtytul]
Chwalono błyskawiczną, chociaż w tym wypadku skazaną z góry na porażkę, akcję ratunkową. Młody Hiszpan musiał umrzeć, byk przebił mu lewe płuco, aortę i komorę serca. Na sugestię, że organizatorzy powinni przerwać imprezę, starsza pani odpowiedziała pytaniem: – Dlaczego ten incydent miałby zepsuć ludziom święto, na które czekali cały rok?
W Pampelunie powtarzano, że śmierć Daniela zostanie przecież pomszczona: byk zginie wieczorem na corridzie, może nawet wśród okrzyków „morderca, morderca”. Sprawiedliwości stanie się zadość.