Wśród maszerujących było w dodatku dwóch Węgrów, a gdyby nie otaczający aktywistów policjanci i dziennikarze, grupkę maszerujących trudno byłoby w centrum miasta dostrzec.

Nikt też nie bronił szumnie zapowiadającym "gejowski marsz tęczowej kultury i tolerancji" wstępu na Wawel. Sami zrezygnowali z próby wejścia na wzgórze i złożenia kwiatów przy sarkofagu króla, wiedząc że pozwolenia na takie obchody nie mają, a Kościół nie jest tej imprezie szczególnie przychylny.

Marszu nie atakowali Wszechpolacy - spora grupa bardzo młodych ludzi w kapturach pojawiła się pod Wawelem już po zakończeniu "urodzin" i próbowała jeszcze doprowadzić do lekkiego niepokoju policję, ale do żadnych burd w centrum miasta nie doszło. Prowadzący wątły marsz Łukasz Pałucki z SdPl ogłosił, że impreza była sukcesem. Obserwatorom spaceru pod Wawel trudno jednak było w to uwierzyć.

Znacznie ciekawiej wyglądało zbierające się w tym samym czasie pod Bramą Floriańską o wiele liczniejsze grono "ozdobionych" sztuczną krwią uczestników Zombie Walk.