Góra urodziła mysz. Zapowiadana już od wielu dni konferencja liderów trzech największych central związkowych (NSZZ„S", OPZZ i FZZ), podczas której mieli opowiedzieć o planowanych na jesień działaniach, zakończyła się fiaskiem. Związkowcy podali tylko termin rozpoczęcia protestów i zapowiedzieli, że szczegóły zostaną ustalone na roboczym spotkaniu sztabu protestacyjnego, które zaplanowano na 18 lipca.
– Nie dano nam możliwości negocjowania spraw pracowniczych, spraw ekonomicznych na forum dialogu społecznego. Trzy centrale uznały, że skoro nie jesteśmy w stanie wywalczyć praw pracowniczych w Komisji Trójstronnej, zmuszeni jesteśmy prowadzić tę walkę na ulicy – mówił podczas konferencji prasowej przewodniczący OPZZ Jan Guz. Związkowi liderzy zapowiedzieli, że protesty rozpoczną się 11 września i potrwają co najmniej kilka dni. – Aż do zwycięstwa – zapowiadają.
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami będzie to duża manifestacja, po której związkowcy rozbiją miasteczko namiotowe. Stanie ono prawdopodobnie pod Sejmem.
Równocześnie przez całe lato zarówno OPZZ, jak i „Solidarność" będą prowadzić akcje informacyjne, podczas których będą przestrzegać Polaków przed konsekwencjami wynikającymi z wprowadzenia do kodeksu pracy przepisów o wydłużeniu okresu rozliczania czasu pracy z obecnych czterech miesięcy do roku.
To jeden z najważniejszych postulatów zapowiadanej akcji protestacyjnej. Inny to zmiany przepisów o referendach w taki sposób, aby Sejm był zobligowany do jego uchwalenia w przypadku, gdy pod wnioskiem podpisało się kilka tysięcy obywateli. Związkowcy chcą też dymisji ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, który ich zdaniem nie stoi na straży rzetelnego dialogu społecznego.