Tegoroczny pobyt spadochroniarzy 6 Brygady Powietrznodesantowej w Kanadzie był kontynuacją szkolenia jakie przeszli oni w 2011 roku. W szkoleniu udział wzięli żołnierze z pododdziałów rozpoznania i zabezpieczenia desantowania zaś organizatorami ćwiczenia był 4 Regiment Wsparcia Inżynieryjnego Armii Kanady.
Na początku żołnierze musieli się zapoznać się ze sposobem rozkładania namiotu, obsługą pił do cięcia lodu, maszynek do gotowania i ogrzewania a także wielu innych niezbędnych elementów wyposażenia. Wszystko to zostało spakowane na specjalne sanie służące do przewozu ładunków za skuterami śnieżnymi. Właśnie kurs jazdy na skuterach śnieżnych okazał się najważniejszym elementem tego etapu szkolenia. W jego czasie spadochroniarze przejechali około 100 kilometrów zarówno w dzień jak i w nocy.
Drugim etapem ćwiczenia było wykonanie ponad pięciuset kilometrowego patrolu na skuterach śnieżnych, który miał zakończyć się na wschodnim wybrzeżu Kanady. Polska drużyna otrzymała cztery takie maszyny i została przydzielona do kanadyjskiego plutonu. Do każdej drużyny został także wyznaczony instruktor wywodzący się z kanadyjskich rangersów. Trasa patrolu biegła głównie brzegami zamarzniętych jezior w terenie, w którym grubość pokrywy śnieżnej sięgała nawet półtorej metra. - Przez cały czas musieliśmy nosić ze sobą rakiety śnieżne - opowiada dowódca sierż. Artur Zieliński. - Bez nich, zaraz po zejściu ze skutera śnieżnego można było zapaść się w śnieg po szyję - dodaje żołnierz.
Każdego dnia spadochroniarze pokonywali na skuterach około 100 kilometrów wyruszając na trasę wczesnym świtem a kończąc rozłożeniem obozowiska tuż przed nocą. - Przed zmierzchem szliśmy jeszcze łowić ryby aby uzupełnić naszą dietę opartą na wojskowych racjach żywnościowych. Było to zadanie dość skomplikowane ponieważ grubość lodu na jeziorach niejednokrotnie wynosiła około metra - opowiada sierż. Zieliński. - Aby dostać się więc pod lód trzeba było nieźle się napracować specjalnymi świdrami - dodaje polski dowódca. Inną metodą uzupełniania zapasów żywności było zastawianie wnyków na arktyczne króliki.
W czasie jednego dnia kanadyjsko–polski patrol na około dwanaście godzin wstrzymała burza śnieżna. Padający śnieg i porywisty wiatr spowodował, że widoczność spadła do zera skutecznie uniemożliwiając orientację w terenie i nawigację. Żołnierze musieli więc przeczekać niekorzystną pogodę w namiotach.