Takie wątpliwości pojawiły się wśród ekspertów wojskowości po poniedziałkowej nominacji pułkownika Krzysztofa Króla na stanowisko zastępcy dowódcy Wielonarodowego Korpusu Północ - Wschód NATO w Szczecinie. Pułkownik zastąpił na tym stanowisku duńskiego generała dywizji Agnera Rokosa. Z kolei duński generał brygady Per Orluff Knudsen został Szefem Sztabu Korpusu.
Pułkownik Krzysztof Król dotychczas służył jako Dowódca Brygady Wsparcia Dowodzenia Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, mieszczącej się w Stargardzie. - To stanowisko przypisane jest do dwugwiazdkowego generała. Mianowanie na nie oficera w stopniu pułkownika obniża rangę naszej obecności w strukturach dowódczych Korpusu przed szczytem NATO i osiągnięciem gotowości bojowej Korpusu, co związane jest z możliwością dowodzenia szpicą NATO - tłumaczy nam ekspert (prosi o zachowanie anonimowości).
Przypomnijmy: stanowiska w Grupie Dowodzenia obsadzane są rotacyjnie co trzy lata przez oficerów duńskich, niemieckich i polskich, czyli przez przedstawicieli państw założycielskich Korpusu.
- Naszym celem nie było obniżenie rangi naszej obecności w Korpusie - zapewnia w rozmowie z rp.pl. Bartłomiej Misiewicz, rzecznik prasowy MON.
- Przy nominacji brany jest pod uwagę przebieg służby oficera m.in. udział w misjach zagranicznych, ale także to czy był tylko urzędnikiem wojskowym. Z naszych wyliczeń wynika, że mamy 1,5 tys. pułkowników, połowa z nich pracuje w MON na stanowiskach urzędniczych - tłumaczy rzecznik. Przyznaje, że przy nominacjach brany jest także pod uwagę fakt, czy dany oficer rozpoczynała służbę w latach 80-tych, a także czy ukończył sowiecką uczelnię wojskową. Rzecznik MON zapewnia, że resort obrony będzie premiował młodym i wykształconych oficerów.