Chodzi o Dariusza Sz., właściciela znanej firmy lotniczej, który ponad rok temu, w tajemniczych okolicznościach popełnił samobójstwo.

Dopiero po jego śmierci wyszło na jaw, że to były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, nadużywający alkoholu, legitymujący się fałszywym wykształceniem. Jak to możliwe, że człowiek podejrzewany o pracę dla obcego wywiadu, w ciągu zaledwie kilku lat stworzył w Polsce dobrze prosperującą linię lotniczą, z której zaczęli korzystać najbardziej wpływowi ludzie w Polsce?

Zdaniem „Wprost" Sz. musiał mieć dobre relacje w kręgach rządzących, ponieważ jego firma latała z najważniejszymi osobami w Polsce. Na swojej stronie internetowej spółka chwaliła się, że jej usługi rekomendują tacy klienci, jak m.in. byli prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, premier Donald Tusk, prezydent Bronisław Komorowski, Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, lider PiS Jarosław Kaczyński, czy do niedawna jeszcze szef PSL i wicepremier Waldemar Pawlak. Sam Sz. starał się, aby jak najczęściej osobiście zasiadać za sterami, gdy leciały z nim VIP-y.  Jednak lista klientów jego firmy jest bardzo długa. Przewoził także biznesmenów m.in. menedżerów PKN Orlen i Lotosu, uczestników Forum Ekonomicznego w Krynicy, nieżyjącego prezesa firmy DSS (spółki budującej autostrady) Jana Łuczaka, a nawet kard. Zenona Grocholewskiego.

W tym czasie odpowiedzialna za ochronę kontrwywiadowczą kraju ABW przymykała oczy na działalność Sz. Także BOR nie sprawdziło go. Biuro zabrało się jednak ostro do pracy w czerwcu 2010 r. po otrzymaniu tajemniczego e-maila. Anonimowy nadawca sugerował w nim, że Dariusz Sz. może być obcym szpiegiem. W efekcie – jak pisze „Wprost" – BOR pod koniec 2010 r. o wątpliwościach zaalarmował najważniejsze osoby w państwie, rekomendując jednocześnie zaprzestanie lotów z firmą byłego legionisty.