Przed hipermarketem w Bydgoszczy w nocy z soboty na niedzielę 26-latek prowadzony do karetki pogotowia zabrał broń policjantowi i go postrzelił. Będąca na miejscu policjantka schowała się, nie próbując użyć broni wobec agresora.
Incydent bada prokuratura, wewnętrzne postępowanie prowadzi policja, która uważa, że mundurowi zachowali się właściwie. – Na podstawie wstępnych informacji oceniamy, że interweniujący nie popełnili błędu. Sprawca był spokojny, więc policjanci nie musieli zakuwać go w kajdanki. Dopiero przy karetce wpadł w szał – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Jednak postronni obserwatorzy inaczej niż policja opisują zdarzenie, a eksperci uważają, że pokazuje ono, że policjanci nie potrafią skutecznie obezwładnić napastnika.
Michał P., naoczny świadek wydarzeń, w rozmowie z „Rz" twierdzi, że reakcja funkcjonariuszy wyglądała nieporadnie.
– Napastnik był agresywny, już w hipermarkecie awanturował się i, jak mówiła obsługa, zaczepiał klientów, głową rozbijał butelki – opowiada P. Jak mówi, policjanci: kobieta i mężczyzna, chcieli go wprowadzić do karetki, ten jednak się opierał. – Próbowali go położyć na ziemi, ale nie potrafili, więc zaczęli go przesuwać na kolanach, chcąc wepchnąć do karetki. Wtedy padł strzał i wszyscy: policjantka, ochroniarz i obsługa karetki, uciekli – relacjonuje świadek.